Recenzja

01-06-2009-13:24:55

Virgin Snatch - "Act Of Grace"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Virgin Snatch łaski nikomu nie robi i łaski od nikogo nie oczekuje. Pewnie kroczy do przodu po dobrze znanym sobie gruncie. A głowę może z dumą trzymać jeszcze wyżej niż dwa lata temu, po ukazaniu się "In The Name Of Blood".

Mam wątpliwości przed recenzowaniem wydawnictw artystów, których znam osobiście. Jeśli stworzyli coś niezbyt dobrego, trudniej o krytykę, bo ciężko się obrażą, będą miotać epitetami, zarzucać ignorancję, itp. Karierę Virgin Snatch śledzę od początku i do tej pory ani razu nie było konieczności napisania czegoś złego o płytach krakowskiej formacji. I na razie nie będzie, ponieważ "Act Of Grace" jest jej najlepszym, najbardziej dojrzałym wydawnictwem.

Twórczość grupy jest wypadkową tego, co grają na przykład Slayer, Testament, Machine Head, Nevermore ze szczyptą death metalu. Na "Act Of Grace" nie ma odstępstwa od obranej drogi. Hiro, Grysik, Zielony, Jacko i Novy, od niedawna będący muzykiem Virgin Snatch, taką muzę czują doskonale. Co ważne, mimo doświadczenia nie czuć u nich rutyny. Z każdą płytą grupa stawia sobie poprzeczkę nieco wyżej i pokonuje ją z zapasem. W swojej lidze na polskim gruncie nie ma konkurencji (do tych, którzy w tym momencie będą rzucać mięsem - nie, Acid Drinkers to nie ta sama liga!). Duża w tym zasługa Sławka i Wojtka Wiesławskich, którzy w Hertz Studio potrafią czynić cuda, a na "Act Of Grace" udowodnili, że polski zespół nie musi jechać za granicę, by brzmieć światowo. W przypadku muzyki, jaką gra Virgin Snatch ważna jest dynamika, odpowiednia głębia brzmienia, aby całość nie była zbyt "płaska", surowa oraz selektywność.

Powinno być o najmocniejszych momentach na albumie, ale z tym jest problem. Z każdym przesłuchaniem objawia się inny ciekawy kawałek. Najpierw był ciężki, walcowaty, trochę kojarzący się z Nevermore (wokal) "Walk The Line". Następnie uwagę zwrócił "Horn Of Plenty" z dobrze wkomponowanym orientalnym fragmentem gitarowym, a po nim "Through Fight We Grow". Przekonująco wypada dedykowana tragicznie zmarłemu Vitkowi z Decapitated ballada "It's Time", z gościnną solówką jego brata Vogga, który zagrał tyle, ile trzeba, żadnej zbędnej nuty, żadnych popisów zabijających klimat. O tym, że Hiro i Grysik rozumieją się doskonale i potrafią grać ciekawe riffy i solówki, a także o tym, że Zielony umie równie dobrze zaśpiewać czysto, co zaryczeć growlingiem nie ma co się rozpisywać. Trzeba posłuchać (co najmniej kilka razy) i przekonać się, że tym razem są w tym jeszcze lepsi niż dwa lata temu.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!