Recenzja
Grizzly Bear - "Veckatimest"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Choć klimatycznie wpisują się gdzieś pomiędzy The Beatles a Grateful Dead, to ich muzyka nie brzmi aż tak retro. Nie jest także czymś współczesnym. Może jest po prostu ponadczasowa?
Już od trzech wydawnictw pochodzący z Brooklynu muzycy swą twórczość opierają na folkowo-psychodelicznych balladach. Spokojne, snujące się brzmienia przy akompaniamencie gitary akustycznej, licznych dętych harmoniach o orkiestrowej głębi a także przyjemnych wokalach wspomaganych licznymi jeszcze przyjemniejszymi chórkami. Obecnie to się może nazywać artystyczny lo-fi/psychedelic folk-rock - jak kto woli. Każdy z kawałków to taka mini suita, wydłużająca się w nieskończoność - by jak najdłużej pobyć w tej czarodziejskiej, sielankowej krainie. Epickie historie podane w zaskakująco spokojny sposób, z odpowiednio podniosłą narracją. Przyprawione muzycznymi wariacjami. Bez żadnych popisów, prężenia brzmieniowych muskułów - po swojsku, jednak na wskroś
oryginalnie. Przyjemne dla ucha i ducha.
Muzyczna idylla malowana stonowanymi kolorami, jednak z olbrzymim rozmachem. Doskonały lek na współczesną - krzykliwą sztukę. Bardowie naszych czasów, a może niedźwiedzie Grizzly na LSD?