Recenzja

13-06-2009-17:12:29

Tim Ripper Owens - "Play My Game"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

"Play My Game" - zachęca Tim Ripper Owens i już po pierwszych dźwiękach wiadomo, że gra, do której zaprasza wokalista będzie bardzo przyjemna.

Ripper ma w zanadrzu potężną broń - głos. Potrafi wejść na rejestry, które są w stanie zawstydzić Kinga Diamonda, ale i znakomicie operować - nazwijmy to - hardrockową barwą, która zresztą dominuje na płycie. Wokal byłego frontmana Judas Priest to czysta, piekielna moc, stanowiąca główny atut dzieła. Dzieła, które jest ni mniej, ni więcej solidną porcją heavy metalu. Artysta, mający na koncie także współpracę z Yngwiem Malmsteenem czy Iced Earth, zebrał do kupy dotychczasowe doświadczenia i muzyczne fascynacje, tworząc klasycznie brzmiący materiał. Popisy Owensa demonstrowane są zatem na tle gitarowych wyczynów - kilku świetnych riffów, zbiorowych nawałnic, solówek - oraz dudniącej, często gęstej perkusji. Całość bardzo melodyjna, z refrenami na miarę Iron Maiden, ale i z naprawdę silnym kopem. Bywa sabbathowsko ciężko, basowo, kiedy indziej uszy pieści dźwiękowa galopada a nawet pojawiają się powerballadowe elementy.

Do studia Ripper zaprosił zatrważające grono utalentowanych kolegów (by wspomnieć Boba Kulicka, Steve'a Stevensa, Vinny'ego Appice'a czy Davida Ellefsona), proszę jednak nie oczekiwać z tego tytułu czegoś arcywybitnego. Wokaliście zależało raczej na zatrudnieniu fachowców, znakomitych rzemieślników, którzy pomogą w doszlifowaniu jego metalowego skarbu.

Owens nie odkrywa Ameryki, co więcej nawet nie próbuje. Jego zamiarem było stworzenie porządnego, oldschoolowego metalowego albumu, co udało się na więcej niż przyzwoitym poziomie.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!