Recenzja

19-08-2009-17:37:34

James Poyser presents The Rebel Yell - "Love & War"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

James Poyser pracując nad projektem The Rebell Yell, wyszedł z założenia, że miłością do eklektycznej, świeżej muzyki można wydać prawdziwą wojnę szmirze zalewającej nas zewsząd. Wojnę wygrał, ale czy przebije się do świadomości zwykłego słuchacza?

Dotąd Poyser pracował na konto innych. Produkcjami dla Mariah Carey, Erykah Badu, Commona czy The Roots wywalczył sobie nominacje do Grammy a na koncie ma też kompozycje wykorzystane chociażby przez D'Angelo, Queen Latifah, Jill Scott czy Lauren Hill. Piękne CV jak na skromnego klawiszowca i producenta. Żeby w The Rebel Yell wszystko funkcjonowało jak należy, Poyser zaprosił do projektu też wokalistę SupaStara i Khariego Ferrari Mateena. A jako goście pojawiają się na płycie przeróżne postaci, które do mainstreamu nie predestynują, ale umiejętnościami w większości zostawiają popularne gwiazdy daleko w tyle.

Wychodząc od kosmicznego funku, przez cyber-pop, soulowe i hiphopowe naleciałości, The Rebel Yell stworzyli muzykę, której nie da się w żaden sposób zaszufladkować. To undergroundowe R&B przyszłości, ale mające w sobie wszelkie predyspozycje do tego, aby zaistnieć na listach przebojów. Dynamiczne "Heartbreak 101", stylizowane na czarny pop lat 80. "Children of the Stars", przesycone duchem Prince'a "The Revolution" czy frywolne "Allnight" powinny, gdyby przemysł fonograficzny i stacje radiowe funkcjonowały normalnie, być murowanymi hitami.

Nie wiem, czy Poyserowi będzie smutno, że nagrywając bardzo sympatyczną, aczkolwiek jednak eklektyczną płytę, nie przebił się na mainstreamową scenę. Z tego, na jakim poziomie stoi album może być dumny. I wcale się nie zdziwię, jak za pewien czas za sprawą hałasu podniesionego przez jakąś wielką gwiazdę o The Rebel Yell zrobi się naprawdę głośno. W końcu The Roots, Erykah Badu czy Common ze swoimi ambitnymi projektami też nie od razu przebili się na front.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!