Recenzja
Julian Casablancas - "Phrazes for the Young"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Krótko acz treściwie. Tak można by podsumować samodzielny debiut frontmana The Strokes.
Na solowej płycie Julian Casablancas nie brzmi jak gwiazdor jednego z najważniejszych rockowych zespołów mijającej dekady. Związek z twórcami "Last Nite" zdradza pozornie beznamiętny i zmanierowany głos (pozornie, bo w takim "Glass" Julian pokazuje, na co go stać) oraz kompozycyjny dryg. Na "Phrazes for the Young" próżno szukać gitarowych sprzężeń. Wokalista, choć nie zbaczając nadto z alternatywnej ścieżki, niezwykle umiejętnie bawi się stylami, gatunkami, brzmieniem. Nie boi mieszać się tego, co organiczne i syntetyczne. Bezkarnie i w dobrym guście łączy przeszłość i teraźniejszość.
Dokonania macierzystej kapeli - głównie z uwagi na przebojową nerwowość - najbardziej przypomina otwierający numer "Out of the Blue". W kawałkach "4 Chords of the Apocalypse" i "Ludlow St." artysta pokazuje jednak, że znakomicie radzi sobie także w knajpianym klimacie. Znalazł ponadto miejsce na oparte na bitach i basie w stylu New Order niemal taneczne "11th Dimension", "River of Brakelights" z podkładem à la Radiohead czy chwilami niepokojące "Tourist".
Najbardziej w "Phrazes for the Young" podoba mi się odwaga. Nowojorczyk nagrał album wbrew panującym modom. Są klawisze, syntezatory, ale użyte w nie tak oczywisty, oklepany już do granic możliwości electro-popowy sposób. Jest też ukłon w stronę folku, acz głównie jego melancholijnej natury. Gatunkowe zapożyczenia stanowią punkt wyjścia do czegoś nowego, ambitnego acz nieprzekombinowanego.
Wokalista stworzył jednocześnie eklektyczne i bardzo spójne dzieło. Różnią się tempa, struktura, "faktura", niemniej utwory układają się w przemyślaną całość. Trochę jak wycieczka w nieznane miejsca sprawdzonym, wygodnym samochodem.
Aktualności