Recenzja

10-12-2009-03:28:04

The Black Eyed Peas - "The E.N.D."

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Stało się to, co wcześniej czy później stać się musiało. The Black Eyed Peas ostatecznie porzucili hip-hop i rzucili się w wir taniej potańcówy.

"The E.N.D." z perspektywy starych fanów zespołu, mogłoby w zasadzie w ogóle się nie ukazać. Zespół, który ma na koncie mnóstwo perełek w klimacie klasycznego rapu, współpracę m.in. z Q-Tipem, Jurassic 5 czy Mos Defem, już nie istnieje. Od przyjścia Fergie w 2003 roku The Black Eyed Peas zaczęli coraz mocniej odbijać w świat popu. Na dwóch poprzednich krążkach udało im się jeszcze w bardzo efektowny sposób łączyć go z funkiem i imprezowym rapem. Tym razem nic takiego nie nastąpiło.

Począwszy od pierwszego nagrania na albumie, czyli singlowego hiciora "Boom Boom Pow", mamy do czynienia z plastikową, tandetną, mdłą mieszankę elektronicznych, bliskim muzyce dance lat 90., kompozycji i gimnazjalnych tekstów wyśpiewanych z pomocą Auto-tune'a. Akon irytuje? T-Pain denerwuje? Kanye West zdumiewa ostatnimi czasy in minus? Na nowym The Black Eyed Peas dostajemy to wszystko, co we współczesnym pop-R&B najgorsze, ale podniesione do kwadratu.

Z perspektywy słuchacza hiphopowego, nowej płycie formacji należy się ocena zero. Fani tandetnego, dyskotekowego popu będą jednak pewnie zadowoleni. Dodać można tylko, że zapewne im starsi odbiorcy, tym bardziej druzgocąca ocena. To chyba najlepiej oddaje klimat "The E.N.D.". Koniec - muzyki a nie energii.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!