Recenzja

07-01-2010-14:21:14

Chickenfoot - "Chickenfoot"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Supergrupy nie zawsze nagrywają superpłyty. Płyta Chickenfoot super nie jest, ale z pewnością jest to solidny hardrockowy materiał.

Kurzą stopkę w kultach wyznawanych w okolicach Nowego Orleanu (i nie tylko tam) podrzucano tym, którzy nie potrafili trzymać języka za zębami (vide film "Harry Angel"). Słuchając płyty czuć, że Sammy Hagar, Joe Satriani, Michael Anthony i Chad Smith świetnie bawili się w studiu i mieli problem, aby powiedzieć "stop". Gdy się udało, powstawały kapitalne, porywające hardrockowe numery, choćby "Soap On A Rope", "Sexy Little Thing", "My Kinda Girl" czy "Get It Up". Zarzut rozwlekłości kieruję w stronę Sammy'ego i Joe, odpowiedzialnych za lwią część muzyki. Gdyby wyciąć to i owo, skrócić materiał z blisko godziny do powiedzmy 40 minut, to może mielibyśmy kandydata do rockowego albumu 2009. A tak mamy dobrą hardrockową płytę z paroma znakomitymi numerami. Mimo wszystko pamiętajmy, że każdy z muzyków to klasa sama dla siebie. Fakt, to niczego nie dowodzi, a ze spotkania muzycznych znakomitości nie musi powstać znakomita muzyka. Ale tę czwórkę poza więzami przyjaźni łączy też to, że rocka mają we krwi, poruszają się po nim pewnym krokiem rutyniarzy a nad tą wędrówką unosi się atmosfera dobrej zabawy i amerykański luz. Ma to swoje ograniczenia, czyli małe prawdopodobieństwo muzycznych niespodzianek, ale podobno najbardziej lubimy to, co znamy, prawda?

Sammy świetnie śpiewa, jego duety z Michaelem Anthonym przywołują czasy, gdy obaj byli w Van Halen, Smith wali w bębny z większą energią niż w Red Hot Chili Peppers, dając mocną podstawę pozostałym. Zaskoczeniem in plus jest Joe, który powstrzymał zapędy do popisywania się swoimi niemałymi przecież umiejętnościami, skupił się na riffach, chwilami łagodnie brzdąka w tle, by nagle wyskoczyć z ukrycia i ukąsić krótką, treściwą solówką.

"Chickenfoot" to solidny gitarowy hard rock, delikatnie pachnący bluesem, rockiem lat 70. odrobiną funky (fragment "Future In The Past"). Mimo narzekań zachęcam do sięgnięcia po płytę choćby po to, by przekonać się, jak wielcy rocka bawią się w czasie wolnym od głównych zajęć. Zwłaszcza, że w wydaniu polskim takiej muzyki prędko nie usłyszymy.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!