Recenzja

09-03-2010-03:05:25

a-ha - "Foot of the Mountain"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Największymi atutami twórczości grupa a-habył dryg do pisania naprawdę zgrabnych piosenek i nieco zniewieściały acz przyjemny głos Mortena Harketa. Jak pokazuje album "Foot of the Mountain" wciąż są to mocne strony Norwegów.

Najnowsza propozycja tria to ni mniej ni więcej a zestaw miłych dla ucha melodii zanurzonych w sytnth-popowym sosie. Owe stylizowane na lata 80. aranżacje są jednak szlachetne, subtelne, nienagannie skrojone pod radio. Bez ekstrawagancji acz z współczesnymi akcentami. Wszystko odpowiednio wyważone. Nieco melancholii ("What There Is", " Shadowside"), nieco żywszych zagrywek ("The Bandstand" w stylu późnego Pet Shop Boys, "Riding The Crest"), bywa nawet dynamicznie a nawet tanecznie ("Sunny Mystery") najczęściej jednak jest zwiewnie, eterycznie, delikatnie. Próżno tu szukać hitów na miarę "Take on Me" czy "Hunting High and Low", ale każda z kompozycji jest co najmniej udana.

Panowie, którzy są mocno po 40 (Morten we wrześniu obchodzić będzie 50. urodziny) nie odmładzają się na siłę, nie zarzucają nas produkcyjnymi wygibasami, nie prężą muzycznych mięśni, nie liftingują aranżacji, by równać się z współczesnymi gwiazdami. Niczym Take That po reaktywacji z wrodzoną elegancją zabierają nas w podróż po krainie dojrzałego popu, co najwyżej ozdobionego modnymi dodatkami.

"Foot of the Mountain" pokazuje, że a-ha jest w formie, tym samym zwiększa apetyt na nadchodzący koncert w Łodzi.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: a-ha