Recenzja

24-03-2010-23:55:55

Black Rebel Motorcycle Club - "Beat The Devil's Tattoo"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Grupa Black Rebel Motorcycle Club najwyraźniej znalazła złoty środek. Wszystkie swe fascynacje i skłonności zmieściła w jednym, ciut przydługawym, ale przeważnie wielce przyjemnym albumie.

Muzycy odgrażali się, iż powracają do bluesowych klimatów znanych z "Howl" i zwiastujący zestaw tytułowy "Beat the Devil's Tattoo" w najmniejszym stopniu temu nie zaprzeczał. Numer, który zresztą otwiera zestaw, to typ z delikatnym przytupem, akustycznym wprowadzeniem, ale i zajadłym, ciężkim i gęstym riffem. Kolejny "Conscience Killer" tylko utwierdził w przekonaniu, że może i owszem, dla bluesa jest tu miejsce (pojawia się kilka fantastycznie powłóczystych fragmentów i seksownych zagrywek), ale rządzi hałas. Panowie ponownie przestroili swe gitary i przypomnieli sobie o dolnych rejestrach. Wszystko więc rzęzi, mruczy, pobłyskując metalicznym, sfuzowanym brzmieniem. Jest gęsto i głośno.

Innymi słowy zespół powrócił do korzeni i zamiłowania do shoegaze'owego natężenia, które czasem łączy z rockandrollowym wigorem, by innym razem przetoczyć walcowym, miażdżącym bluesem ("War Machine"). Nie brakuje także akustycznych aranżacji (okraszone harmonijką "The Toll") i dźwięczącego tu i ówdzie tamburyna, ale znalazło się również miejsce na hipnotyczno-psychodeliczne patenty à la Spiritualized (kapitalne "Evol") oraz klimaty rodem z filmów Rodrigueza (nie gorsze "River Styx").

"Beat the Devil's Tattoo" tak naprawdę ma jedną wadę. Brakuje przebojowości. Brzmieniowo jest znakomicie, ambitniejsze utwory, jak pięknie rozbudowane, "pustynne" "Shadow's Keeper" są bez zarzutu, ale przydałoby się chociaż kilka hitów, które z pierwszym charczeniem gitary wwiercałyby się w czaszkę. Najbliżej tego ideału jest nerwowe, niemal klasyczne dla BRMC "Mama Taught Me Better". Na szczęście cudownie buczące gitary rekompensują te niewielkie ubytki kompozycyjne.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!