Recenzja

25-04-2010-19:52:53

Massive Attack - "Splitting The Atom"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Za najnowsze dzieło Massive Attack w sklepie internetowym trzeba zapłacić 6,99 zł. Zważywszy, że to mniej niż piwo w warszawskim klubie, można uznać, że zrobiliśmy interes życia, pomimo, że to tylko EP-ka. Kiedy jednak przymierzymy jakość "Splitting The Atom" do czasu oczekiwania na ów zestaw, wypada to nieco gorzej. Jaki jest więc ten zestaw? Prawda leży gdzieś po środku.

To pierwsze wydawnictwo zespołu od 6 lat (nie licząc singla "Live with Me" z kompilacji "Collected" z 2006 roku). Po tak długiej przerwie człowiek wiele sobie obiecuje. Spodziewamy się ciarek na plecach, drżenia ziemi, uginających się kolan. Wszystko poniżej rozczarowuje, a niepotrzebnie. Kiedy odstawimy na bok emocje i podejdziemy do "Splitting The Atom" po prostu jak do kolejnej propozycji Massive Attack, okazuje się, że jest całkiem nieźle. Na początek czeka nas mroczny numer tytułowy oparty na banalnie prostym, zapętlonym, rozedrganym bicie. Kolejny, "Pray For Rain", wydaje się jeszcze bardziej niepokojący, jakby z nowoorleańskich moczarów, choć z czasem, wiedziony krystalicznym głosem Tunde Adebimpe (TV On The Radio) robi się mocno transowy. Najbardziej intrygujący w zestawie zdaje się remiks "Bulletproof Love" - subtelnie pulsujący, ze zdeformowanym śpiewem Guya Garveya z Elbow, przywodzący na myśl skojarzenia z Radiohead epoki "Kid A". Miniwydawnictwo uzupełnia najbardziej przystępna piosenka EP-ki - "oceaniczna" "Psyche" (Flash Treatment)" z syrenim śpiewem Martiny Topley-Bird.

To nie jest łatwy materiał. Proszę nie spodziewać się wpadających w ucho melodii, nagrań, które z gracją wtargną na radiowe anteny czy do naszych uszu. Mnóstwo tu zapętleń, polepionych dźwięków, złowieszczych aranżacji. Całość wciąga i pozwala myśleć, że na longplay warto jeszcze trochę poczekać.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!