Recenzja

30-05-2010-09:05:25

The Baseballs - "Strike!"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Oszalała już Skandynawia, oszaleli Niemcy, szaleństwo rozpoczyna się w Wielkiej Brytanii. Oby i u nas na punkcie tria wybuchło szaleństwo, bo daje ono wiele radości.

Uwielbienie dla tego, co nagrywa cover band z Berlina narasta niczym bomba z opóźnionym zapłonem. Bez trudu jestem sobie w stanie wytłumaczyć, czemu akurat The Baseballs trafili do słuchaczy, a o innych wykonawcach bazujących na przeróbkach nie usłyszymy nigdy. Sam, Basti i Digger zmierzyli się z popowymi przebojami ostatnich lat (m.in. Rihanny, Katy Perry, Robbiego Williamsa), które choćbyśmy nie chcieli, na pewno słyszeliśmy mnóstwo razy, i nadali piosenkom nowe życie. Tchnęli w nie ducha rock and rolla i rockabilly z lat 50. i 60. Tuzin piosenek ze "Strike!" w mig zaraża. Nie można przy nich usiedzieć, ma się ochotę pognać na parkiet i poszaleć w objęciach odpowiednio wyposażonej przedstawicielki płci pięknej. W paru przypadkach covery wypadają lepiej niż oryginały, a to już sztuka niemała. Wystarczy posłuchać choćby "I Don't Feel Like Dancin'" czy "The Look".

Gdyby The Baseballs wsadzić do wehikułu czasu i przenieść do czasów, gdy nasze mamy i babcie w kieckach tuż za kolana urywały się na prywatki, by przeżyć pierwsze miłosne uniesienia, zrobiliby furorę. Chociaż mamy XXI wiek, gusta muzyczne są inne, to muzyka, którą mają do zaoferowania trzej młodzi Niemcy, i tak się przebije. Dobre piosenki rockandrollowe i rockabilly nie zestarzeją się nigdy. Dzięki takim projektom współczesne przeboje mają dodatkową okazję do zapisania się w pamięci słuchaczy, na zaistnienie wśród naszych babć lub mam, wedle których prawdziwa muzyka umarła w czasach późnego Gomułki.

Wokaliści wspierani przez znakomitych aranżerów i akompaniatorów, pokazują jak można ciekawie flirtować ze współczesnym popem. Zawsze pozostanie zarzut, że to żerowanie na cudzej twórczości, odgrzewanie kotleta na trochę innym ogniu. Ale The Baseballs dają tyle radości, że w ogóle się nie myśli o tym, że ktoś przed nimi te piosenki śpiewał i gdyby nie ten ktoś, nie mieliby szans na zaistnienie. Zawsze będę wolał Briana Setzera, który cudnie pielęgnuje tradycję dawnego rock and rolla, ale na imprezę wezmę The Baseballs, bo wiem, że przy tej płycie wszyscy będą się świetnie bawić.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!