Recenzja

31-10-2010-19:48:13

Badly Drawn Boy - "It's What I'm Thinking (Part One - Photographing Snowflakes)"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Spodziewaliście rewolucji? Liczyliście, że na nowej płycie Badly Drawn Boy zaskoczy nowym brzmieniem? Ja też nie. "It's What I'm Thinking (Part One - Photographing Snowflakes)" to kolejna równie przewidywalna, co śliczna propozycja ukrywającego się pod wełnianą czapką Damona Gougha.

W tym roku minęło 10 lat od premiery debiutu artysty, "The Hour of Bewilderbeast". Od tego czasu, recenzję każdego jego kolejnego albumu można było zaczynać, słowami: "Swe największe dzieło Badly Drawn Boy ma już za sobą". Nie inaczej jest w przypadku pierwszej z trzech zapowiadanych części "It's What I'm Thinking". I tym razem nie udało się przeskoczyć poprzeczki ustawionej przed dekadą, ponownie jednak dostaliśmy wypełniony ślicznymi kompozycjami zestaw.

Gough w kategorii jesienno-zimowych melancholików nie ma sobie równych. Tworzy przytulną, ciepłą niczym jego nieodłączna czapka atmosferę. Operuje sprawdzoną już dźwiękową paletą składającą się ze stonowanych braw, i - jak zwykle - robi to wybornie. Dominują akustyczne klimaty, czasem oszczędne ("In Safe Hands", "What Tomorrow Brings"), kiedy indziej bardziej frywolnie, z błyskającymi iście świątecznymi dzwoneczkami, delikatną elektroniką ("The Order Of Things") czy też wybijającymi się przed szereg smykami. Bywa nieco ponuro (podszyte folkiem "It's What I'm Thinking"), ale nie brakuje i momentów iście anielskich (eleganckie i nad wyraz popowe "I Saw You Walk Away", bajeczne "This Electric") a nawet radosnych ("Too Many Miracles").

Brakuje iskry geniuszu i magii, które rozświetlały "The Hour of Bewilderbeast", poza tym jednak, trudno cokolwiek Badly Drawn Boyowi zarzucić. Jego najnowsze dzieło to zgrabne melodie w urokliwych aranżacjach i Damon z niezmiennie ciepłym, kojącym głosem, który po 10 latach brzmi już jak dobry przyjaciel.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!