Recenzja

08-01-2011-01:41:12

Devo - "Something For Everybody"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Dwadzieścia lat minęło i... I Devo są tak samo pokręceni, jak kiedyś. Ich nowa płyta to lekcja poglądowa dla młodych na temat, jak tworzyć nieszablonową muzykę.

Gwoli ścisłości, 20 lat minęło od poprzedniej studyjnej płyty Devo, "Smooth Noodle Maps", niezłej, choć nie mającej takiego kopa, jak "Something…". Bracia Mothersbaugh i bracia Casale dokonali jednego z najbardziej udanych połączeń współczesnych i dawnych dźwięków, jakie w ostatnich latach słyszałem w szeroko pojętej muzyce popularnej. Na pewno nie grają ekstremalnego metalu, ale poza tym można znaleźć u nich różne odcienie alternatywnego rocka, popu, synthpopu, electropopu, disco, nowej fali, techno, ilustracyjnej elektroniki. Do tego mamy mnóstwo dźwięków czasami sprawiających wrażenie pochodzących z dziecięcych zabawek. No i jest ten jedyny w swoim rodzaju głos Marka Mothersbaugha, który ponad 30 lat temu trafił do świadomości słuchaczy za sprawą przedziwnego coveru "Satisfaction".

"Something For Everybody" poraża niesamowitą energią. Devo pożenili punkowe uderzenie z szybkim indie rockiem, popem, electropopem i new wave. I jak zwykle nie pozwalają nam się sobą znudzić, bo tuzin piosenek trwa nieco ponad 30 minut. Numery mkną, a nam wydaje się, że słyszymy punków, którzy niedawno przylizali irokezy i zmniejszyli poziom przesterowania gitar. Pojawia się także coś pomiędzy Talking Heads, lżejszym obliczem Killing Joke, Kraftwerk na dopalaczu, podniosłością a la niektóre utwory U2 czy z lekka szalonymi wczesnymi Duran Duran i Depeche Mode. Mieszanina zaiste piorunująca.

Devo zaproponowali interesujący, żywiołowy mixtape, jak na artystów o odpowiednim poziomie erudycji, skłonności do szaleństwa i niestandardowej zabawy przystało. W realizacji muzycznej wizji wsparło ich kilku nietuzinkowych współpracowników, choćby znakomity Josh Freese (m.in. NIN), Santigold czy Mark Ramos Nishita (Beastie Boys). Problem jest jeden - na płycie jest dużo ciekawych rozwiązań, które warto smakować na słuchawkach. Ale jak tu spokojnie siedzieć, gdy energia bijąca z piosenek wyrywa z butów? Ale oby recenzenci mieli tylko takie dylematy i oby ich było jak najwięcej.

Tytułu nie należy odbierać dosłownie. "Something For Everybody" to na pewno nie jest muzyka dla każdego. Co najwyżej dla każdego, który już się kiedyś z Devo zetknął i polubił to, co zespół z Ohio proponuje. Ale słuchanie gorąco polecam także tym, którzy o Devo niedawno usłyszeli po raz pierwszy. Zaskoczenie będzie miłe.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: devo