Recenzja

05-02-2011-23:49:40

The Black Crowes - "Croweology"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Okazuje się, że można przygotować zestaw przebojów, który będzie czymś więcej niż przypadkowym wyborem mniej lub bardziej popularnych piosenek i próbą wyciągnięcia kasy od fanów. Jak to zrobić, zaprezentowała grupa The Black Crowes.

Swego czasu byłam wielką fanką zespołu braci Robinsonów. Miałam nawet epizod z napisem The Black Crowes na suficie w pokoju, z czego rodzice nie byli szczególnie zadowoleni. Z czasem zniknął napis, uczucie zdecydowanie ostygło i z umiarkowanym zapałem śledziłam dalszą karierę formacji. Sentyment jednak pozostał, dlatego z radością przyjęłam wiadomość o kompilacji podsumowującej dorobek mojej niegdyś ukochanej grupy. Z normalnej składanki bym się aż tak nie ucieszyła, Chris, Rich i koledzy postanowili jednak zebrać najważniejsze utwory i nagrać je od nowa w akustycznych wersjach. Mając w pamięci chociażby udaną minisesję unplugged z 1990 roku, przeczuwałam, że "Croweology" będzie wspaniałą podróżą w czasie a zarazem zupełnie nowym doświadczeniem. Cóż, nie myliłam się.

Chociaż The Black Crowes szufladkowane jest jako zespół rockandrollowy, panowie nigdy nie ukrywali swej słabości do bluesa, amerykańskiego folku czy country. To wszystko wspaniale wyeksponowali na podwójnym, retrospekcyjnym albumie. Piosenki na "Croweology" są zazwyczaj oszczędnie aranżowane z dominującą prostą gitarą, która wprawia słuchacza w stan miłego ukojenia. Gros utworów buja delikatnie, przywołując skojarzenia z leniwym upalnym dniem gdzieś na południu Stanów Zjednoczonych (znakomite "She Talks to Angels"). Robinsonowie nie byliby jednak sobą, gdyby nie zaprosili chórzystek gospel, które wspaniale spisują się chociażby w natchnionym "Soul Singing" czy niezawodnym "Jealous Again". Jeden z największych przebojów kapeli, "Remedy", nabrał tu natomiast lekko funkującego groove'u, z kolei "Non-Fiction" urzeka latynoską codą. Oczywiście nie brakuje i numerów z przytupem, jak "Share The Ride" czy "Hotel Illness", wibrujących od dźwięków harmonijki. Co ciekawe, chociaż mamy do czynienia z dwiema godzinami akustycznej muzyki, nie ma mowy o chwili zmęczenia czy znużenia, mijają one nieśpiesznie i błogo.

Zespół zapowiedział, że po wydaniu "Croweology" robi sobie przerwę na bliżej nieokreślony czas. Jeśli miałoby to być ostatnie wydawnictwo The Black Crowes, mielibyśmy pożegnanie w pięknym stylu.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!