Recenzja

22-02-2011-23:02:35

Asobi Seksu - "Fluorescence"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jeszcze przed posiadaniem całej płyty, usłyszałem gdzieś piosenkę "Perfectly Crystal". Ależ mnie wzięła! Album już niestety trochę mniej.

Z kapelami czerpiącymi z nurtu zwanego dream popem często bywa tak, że chcąc nam bardzo zrobić swoją muzyką dobrze, przesadzają. I zanudzają. Przy "Fluorescence", najnowszej płycie nowojorskiej formacji Asobi Seksu, też zacząłem ziewać. A zapowiadało się tak cudownie: kawałek "Perfectly Crystal", usłyszany na chwilę przed otrzymaniem całego krążka, pozwolił zapomnieć o bożym świecie, wyluzować, ale na pewno nie zasnąć. Nie będę ukrywał, oczekiwania wobec reszty materiału miałem w związku z tym niemałe.

Wymóg numer jeden: rozmarzyć się na dobre. Drugi: dobrze to uczucie zapamiętać. Ostatecznie udało się tylko połowicznie. Bo początek płyty, ze wspomnianym już wcześniej utworem "Perfectly Crystal", ale i niezłym "Coming Up", miło wkręca się w głowę. Takich momentów jest na tym krążku jeszcze kilka - świetnie słucha się finału albumu ("Trance Out" i "Pink Light"), ale jako całość "Fluorescence" na pewno nie spełnia swego zadania. Jest przede wszystkim płytą bardzo nierówną, obok naprawdę udanych kompozycji pojawiają się niewypały, słuchaczom grożą wahania nastrojów, a nawet po kilkukrotnym przesłuchaniu, trudno o większości numerów pamiętać. Nowa propozycja Asobi Seksu to krążek do słuchania na wyrywki. Albo inaczej: to płyta singli, jeśli można tak nazwać piosenki, których nie puści żadna stacja radiowa. Z uwagi oczywiście na bezpieczeństwo słuchaczy - zasnąć za kierownicą nie życzymy przecież nikomu.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!