Recenzja

24-03-2011-17:37:50

Marcin Wasilewski Sławomir Kurkiewicz Michał Miśkiewicz - "Faithful"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Pomimo udanych płyt w ramach Simple Acoustic Trio i firmowanych jako MCT, wciąż liczne grono fanów jazzu miało wątpliwości, na ile Marcin Wasilewski z Sławomirem Kurkiewiczem oraz Michałem Miśkiewiczem poradzą sobie bez pomocy Tomasza Stańki. Okazuje się, że guru już im niepotrzebny. Radzą sobie wyśmienicie.

"Faithful" to pierwszy album Wasilewskiego, na którym nie ma ani jednej kompozycji Stańki. Trębacz nie pojawia się również gościnnie. Szkoda? Ani trochę. Kto chce Wasilewskiego w tle, ten może wrócić do nagrań z albumów Stańki. Może też sięgnąć po pierwsze produkcje Marcina. Teraz to już etap zamknięty.

Wspaniały pianista poczuł w końcu, że nie ma potrzeby wspierać się znakomitym kompanem. Nie ma też potrzeby sięgać po same covery i znane motywy. Równo połowa kompozycji z "Faithful" to autorskie szkice Wasilewskiego. Bardzo otwarte, melodyjne, nader przyjazne słuchaczom, traktującym jazz na zasadzie marginesu. Maestria produkcyjna szefa ECM - Manfreda Eichera - nie odcisnęła wielkiego piętna na płycie. Owszem, wykonanie, akustyka, brzmienie to klasa absolutnie światowa, natomiast nie mamy na "Faithful" jazzu zamkniętego dla gatunkowych purystów. Wręcz przeciwnie. Są ślady muzyki rozrywkowej, są przyjemne melodie, jest ciepło niczym u Counta Basie'ego czy Milesa Davisa z czasów, gdy jazz szturmował listy przebojów.

Fantastyczne "Mosaic", rewelacyjny numer tytułowy będący odegraniem kompozycji Ornetta Colemana czy przepiękne, melancholijne "Lugano Lake" to tylko trzy, za to najmocniejsze, argumenty świadczące o klasie "Faithful". Wasilewski i spółka nie potrzebują już Stańki. Mistrz ich namaścił, mistrz im pomógł, na pewno im kibicuje. I z pewnością jest dumny.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!