Recenzja

20-05-2011-21:56:40

Kanye West - "My Beautiful Dark Twisted Fantasy"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Są mi coraz bardziej obojętne jego wypowiedzi, wygłupy i błazeństwa. Nie przeszkadza mi zupełnie, w jaki sposób próbuje na siebie zwracać uwagę. Dopóki nagrywa takie płyty, jak "My Beautiful Dark Twisted Fantasy", Kanye West to dla mnie tylko i wyłącznie wielki artysta.

Krążą plotki, że nagranie piątego autorskiego dzieła kosztowało Westa trzy miliony dolarów. Szokujące, ale z każdym przesłuchanym nagraniem jakby łatwiej to zrozumieć. Imponuje lista gości, imponuje rozmach kompozycji, imponuje aranżacja każdej piosenki pojedynczo i wszystkich razem, jako zamkniętej całości. Pokuszę się wręcz o wniosek, że "My Beautiful Dark Twisted Fantasy" to dużo więcej niż hiphopowa płyta z górnej półki. To bardziej dobitny manifest Kanye'ego, który jakby chciał wykrzyczeć "jestem wielki, możecie mi naskoczyć, bo czego wy byście nie zrobili, ja to zrobię dwa razy lepiej, drożej i efektowniej". Cóż, ma do tego pełne prawo.

Dawno już nie było w rapowym mainstreamie płyty tak wciągającej, dopracowanej, fascynującej na każdej płaszczyźnie. Począwszy od kapitalnej muzyki, będącej niejako powrotem Westa do czystego hip-hopu, bez popowych ucieczek, za to z dużą ilością funku oraz soulu, przez buńczuczne, ale też intrygujące, ciekawe teksty, aż do gościnnych udziałów. Gwiazd mamy tutaj prawdziwe zatrzęsienie. Wcale nie cichą bohaterką jest Nicki Minaj, która udziela się jako narrator w kilku numerach, a zwrotką w "Monster" sprowadziła do parteru gospodarza, Jaya-Z i Ricka Rossa. Pięknie w "Blame Game" śpiewa John Legend, a Pusha T z duetu The Clipse popisał się w "Runaway".

Choćbym bardzo się wysilił, nie umiem się przyczepić do czegokolwiek na "My Beautiful Dark Twisted Fantasy". Album kompletny, doskonały. Jeden z takich, które przechodzą do historii.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: kanye west