Recenzja

26-05-2011-19:50:15

Duffy - "Endlessly"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Świat ewidentnie tęskni za organicznym brzmieniem, soulem, disco i popem z lat 60. i 70. Retro-dźwięki coraz częściej pojawiają się u współczesnych gwiazd. Duffy z pomocą kilku współpracowników (muzyków The Roots i Alberta Hammonda) postanowiła zdominować nimi swe drugie dzieło.

Już przy okazji debiutu, Walijka dała jasno do zrozumienia, że od beatów i sampli, woli smyki, oldschoolowe klawisze oraz chórki. Na nowej płycie konsekwentnie podąża obraną wcześniej drogą. Roztańczony singel "Well, Well, Well" z kapitalnymi, figlującymi dęciakami idealnie zdradza, czego należy spodziewać się po "Endlessly". Znów mamy głębokie pokłony w stronę historii muzyki rozrywkowej, w szczególności żeńskich talentów sprzed kilkudziesięciu lat. Innymi słowy czeka nas sporo wdzięcznych, bardzo dziewczęcych, zwiewnych piosenek i kilka słodko-melancholijnych ballad (urocze, walczakowe "Too Hurt To Dance"), czasem tylko urozmaiconych nowoczesną produkcją. Osobiście Duffy bardziej przekonuje mnie w szybszych, imprezowych numerach, stąd w pamięci najbardziej zapadły mi wycieczki w stronę kolorowego disco, czyli "My Boy" (trochę przypominające Goldfrapp) i przede wszystkim wirujące "Keeping My Baby".

Maniera wokalna Duffy może drażnić, ale głosu nie sposób jej odmówić. Walijka proponuje naprawdę zgrabne popowe kawałki, które za sprawą aranżacyjnych smaczków wypadają sympatycznie. I niby wszystko jest w porządku, trudno jednak powiedzieć o "Endlessly" coś więcej, że to rzecz ładna, miła i przyjemna. Teoretycznie to żaden zarzut, ale jeszcze trudniej oprzeć się wrażeniu, że Brytyjkę stać na dużo więcej.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: duffy