Recenzja

12-12-2011-19:21:12

Battles - "Gloss Drop"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Wydawało się, że po odejściu z zespołu Battles jednego z jego najważniejszych członków, formacja nie poradzi sobie z syndromem drugiej płyty. A udało się jej nagrać album niegorszy od debiutu.

Z kwartetu na pierwszej płycie "Mirrored", zespół Battles przeobraził się teraz w trio. Z kapeli odszedł przed rokiem jego ważny filar - klawiszowiec i wokalista Tyondai Braxton, zostawiając losy grupy w rękach kolegów. Ci, nie tylko nie stchórzyli i nie zadecydowali o zaprzestaniu wspólnej działalności, ale szybko i sprawnie wzięli się za realizację nowego albumu.

Skład zespołu się zmniejszył, ale muzyka Battles nie straciła nic ze swego bogactwa. To wciąż misternie przygotowane i tak samo zagrane nowoczesne, rockowe brzmienia dla wymagających. Na "Gloss Drop", podopieczni wytwórni Warp dają się ponosić szalonej perkusji, prowadząc swoje nacechowane gitarowymi eksperymentem kompozycje ku zaskakującym dźwiękowym rejonom. Pomagają im w tym jeszcze interesujący nie tylko z nazwiska goście - po raz pierwszy kawałków "Ice Cream" (z udziałem Matiasa Aguayo) i "My Machines" (Gary Numan) wysłuchałem, nie zdając sobie sprawy z tego, kto rzeczywiście zdziera w nich gardło. I bez tego, okrzyknąłem je jednymi z najciekawszych na płycie. Gdyby zresztą się okazało, że o atrakcyjności muzyki Battles decydują ludzie z zewnątrz- pewnie zapowiadałoby to koniec tego zespołu. Jego prawdziwa siła i niepowtarzalność drzemie w aranżacyjnej precyzji i instrumentalnej żywiołowości, której zresztą na najnowszym krążku jest znacznie więcej niż na debiucie. Na trzeciej płycie też nie powinniśmy się nudzić - Battles wyraźnie rosną w siłę. Mimo, że w okrojonym składzie.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: battles