Recenzja

20-02-2012-16:08:42

Dir En Grey - "Dum Spiro Spero"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Wysublimowane piękno i niemożebny kicz. Słodycz melodii i grindcore'owe bombardowanie. Prosty rock, mroczny gotyk, pop, ekstremalny metal, dźwiękowe ilustracje. Zamknąć japoński Dir En Grey w wąskie ramy po prostu nie sposób. I w tym tkwi moc grupy.

Co od razu rzuca się w uszy? Znakomite brzmienie, świetny warsztat muzyków i ogromne możliwości wokalne Kyo. Rzecz kolejna, bogate aranżacje i łączenie tego, co z pozoru połączalne być nie powinno. W "Different Sense" jest grindcore'owy bulgot w stylu naszych Dead Infection (swoją ścieżką, świetnie znanych w Japonii), a po chwili wjeżdża akustyczna gitarka, ładna melodia i robi się słodziutko, ckliwie niemalże.

Ogień i woda, piękna i bestia, kontrasty, wyzwania - to daje nam "Dum Spiro Spero". Jest tu przesadna egzaltacja, trochę pretensjonalności (choćby w tytułach, np. "I przemoc wdarła się w mroczną czerń mego serca"), lecz nie szytej na miarę, jak w amerykańskim emo. Ale, piszę to jako J-rockowy nowicjusz, płyta może wciągać. Przez jej większość miałem wrażenie, że to opowieść, w której z jednej strony agresja, brutalność i chropowatość symbolizują coś złego, a przeciwstawione mu jest dobro, zilustrowane przez prześliczne melodie, uspokojenia. Chwilami czułem się, jak podczas projekcji dzieł Hideo Nakaty i Takashi Shimizu, czyli osłupiały czekałem, co się zdarzy. I w większości przypadków doczekiwałem się czegoś frapującego. Choć nie brakuje na płycie przesadnych dłużyzn, które wygaszały uwagę.

Jak dowiedziałem się od niedawno poznanego Japończyka, Dir En Grey to obecnie w Japonii zespół drugoligowy. Złote chwile przeżywał na początku XXI wieku. Jak zespół drugoligowy nagrywa takie płyty, to ja nie mam pytań. Dir En Grey choć czerpie od wielu (m.in. Marilyn Manson, Cradle Of Filth, rock gotycki, klasyczny thrash i death metal, muzyka filmowa, pop) tworzy całość, która pozwala autora zidentyfikować od razu. Może to nie do końca moja bajka, bo za stary jestem na baśniowość, której tu dość sporo, lecz chylę czoła przed artystą za ogrom włożonej pracy, jej jakość i wielobarwność. A za takie numery, jak "Lotus", prawie 10-minutowy "Diabolos" i wspomniany "Different Sense" w pas się artystom kłaniam.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!