Recenzja
Corrosion Of Conformity - "Corrosion Of Conformity"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Połączyli przećpane, rozwlekłe numery z poprzedniego wydawnictwa z bezkompromisowym hard core'em, od którego zaczynali. Wyszło dziwadło. Chwilami jednak całkiem miłe w odbiorze.
Woody Weatherman, Mike Dean i wracający do kapeli Reed Mullin, zostawili drzwi otwarte dla Peppera Keenana, zarabiającego grubszą kasę z Down, i postanowili sami zabrać się za kolejny materiał, słusznie uznając, że cierpliwość fanów ma swoje granice (pytanie, czy Pepper jeszcze przez te drzwi przejdzie?). A odgrywanie na żywo kolejnych płyt, choć miłe dla sympatyków zespołu, zbyt twórcze nie jest. Zamknęli się więc w rodzinnej Karolinie Północnej i spreparowali coś, co może zadowolić starych i nowych sympatyków.
Woody i Mike nie są tak dobrymi wokalistami, jak Pepper. I to słychać niestety na całej płycie. Ale kompozycyjnie bywa ciekawie. COC bez Keenana zdecydowali się na zostawienie śladów, które silnie obecne były na "In The Arms Of God", czyli fragmentów klasycznie rockowych, z lekka psychodelicznych, narkotycznych, rozwleczonych. Jakby chcieli nam powiedzieć: "Wciąż chcemy i umiemy tak grać". Jednakże suche, surowe, dość garażowe brzmienie trochę żre mi się z takim muzykowaniem. Artyści też chyba to wiedzieli, dlatego hardrockowo-stonerowo-psychodeliczne fragmenty, w których Keenan wypadał świetnie, wymieszane są z bezpośrednim hardcore'owym łojeniem, które z kolei Woody i Mike czują doskonale. Nie najgorzej łączenie sprawdza się choćby w "River Of Stone". Aczkolwiek te jednorodne stylistycznie, wściekle dynamiczne kawałki, jak choćby hardcore'owy "Leeches", wypadają znacznie lepiej. Za to dość sabbathowy "The Doom" z wokalem Peppera byłby o wiele bardziej przekonujący. Dobrym pomysłem był straszący klimatem instrumentalny, czerpiący z bluesa przerywnik "El Lamento De Las Cabras".
COC tym albumem na pewno na kolana nie powala, acz nie jest on też zupełnym rozczarowaniem. Chyba należy traktować płytę jako pierwszy dowód życia po wieloletniej hibernacji. Zespół jest trochę zdezorientowany, choć zdradza symptomy kroczenia właściwą drogą. Liczę, że na następnym albumie już w stu procentach Korozja będzie postępować równie skutecznie, jak przed tą długą, siedmioletnią przerwą w nagraniach.