Recenzja

20-03-2012-19:19:28

Leftfield - "Tourism"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Powrotów do dobrych lat 90. ciąg dalszy, tym razem za sprawą grupy Leftfield. A powrót to koncertowy.

Jeśli najbardziej udane płyty to te, które w trakcie realizacji sprawiały najwięcej przyjemności samym muzykom, koncertowe wydawnictwo duetu Leftfield pojawiło się w najlepszym dla niego czasie - tuż po zakończeniu australijskiej trasy, na którą Neil Barnes i Paul Daley wybrali się przed rokiem. W tournée po dalekim kontynencie autorzy niezapomnianych płyt "Leftism" oraz "Rhythm And Stealth", które wciąż wspomina się z wypiekami na twarzy, ruszyli zachęceni pozytywnym przyjęciem pierwszych powrotnych występów, do których doszło w 2010 roku - po ośmioletniej, długiej przerwie w działalności duetu. A bawili się tam na tyle świetnie, że zechcieli pocztówką z Australii podzielić się i z nami.

Złośliwi powiedzą, że "Tourism" to kolejna - po "A Final Hit: Greatest Hits" - próba żerowania na kieszeni starych fanów dobrej, nasyconej dubem elektroniki. Kiedy ich ulubiony zespół nie ma już pomysłu na siebie, a chce jeszcze trochę zarobić, musi albo koncertować, albo wydawać starocie w nowych opakowaniach. Jest w tym sporo racji, w końcu zapis trasy po Australii opiera się głównie na najbardziej popularnych singlach Leftfield - z "Africa Shox" i "Original" na czele. W porównaniu jednak ze zbiorem największych przebojów wydanym w 2005 roku, "Tourism" wypada lepiej. Głównie za sprawą energii, jaka wylewa się z tego albumu - w koncertowych wersjach muzyka brytyjskiego duetu potrafi przyprawić o szybsze bicie serca lepiej niż wódka z podwójnym red bullem. Rozpędzające się z wolna kawałki mogą na pierwszy rzut ucha brzmieć nieznośnie za długo, siadająca niekiedy atmosfera psuć odbiór całości, ale to mimo wszystko przyjemna podróż do przeszłości. A przy okazji dobry podkład pod taneczną imprezę.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: leftfield