Recenzja
Olly Murs - "In Case You Didn't Know"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Drugi album angielskiego artysty, który zajął drugie miejsce w programie "X-Factor", to jasny dowód jego artystycznego rozwoju. Chłopak wciąż dojrzewa jako wokalista i autor piosenek, co najważniejsze, nic nie tracąc ze swojego luzu.
Znam osoby, które słysząc pierwszy raz w radiu przebój "Heart Skips A Beat", pomyliły Olly'ego Mursa z Bruno Marsem. Oczywiście, głosy panowie mają inne, ale już klimat ich przebojów jak najbardziej uzasadnia możliwość pomyłki. "In Case You Didn't Know" to całkiem sympatyczny, przyjemny materiał, na którym mamy i wysmakowany pop zahaczający klimatem o swingowe przeboje sprzed pół wieku, trochę ucieczek w stronę Karaibów (kolejny wspólny mianownik z Marsem), a nawet nawiązania do estetyki hiphopowej. Murs nie chce się ograniczać do jednej stylistyki, ale też cały czas stąpa (a w zasadzie jego producenci) po bezpiecznym gruncie. Najwyraźniej jeszcze nie czas na odważne eksperymenty. Płyta może się podobać, bo jest dobrze zaśpiewana i przede wszystkim nie znajdziemy na niej głupkowatych tekstów. Murs śpiewa głównie o miłości, że raz jest piękna, potem boli, a na końcu rani i robi to naturalnie, z serca. Nie operuje trudnymi do przyswojenia na dłuższą metę banałami, nie próbuje też robić z siebie macho-playboya, który gdzie się nie pojawi, przykuwa uwagę wszystkich dam. To może się podobać przede wszystkim żeńskiej publiczności, bo to do niej głównie kieruje swoje piosenki Brytyjczyk. Ale i dla chłopaków coś się znajdzie. Szczególnie, jeśli lubią miły, przyjemny pop, taki w sam raz jako tło do popołudniowej kawki.