Recenzja

08-02-2012-23:31:50

Bonobo - "Black Sands Remixed"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Najczęściej wydawnictwa uzupełniające oryginalny album, czy to z remiksami, czy to z nowymi interpretacjami starszych utworów, to typowy skok na kasę, bez wielu walorów artystycznych. Najnowszy Bonobo to ekscytujący wyjątek od tej reguły.

Płyta zachwyca od początku do końca. Wydane dwa lata temu "Black Sands" było pozycją zmysłową, spokojną, wyważoną, przesyconą soulowym ciepłem, ozdobioną aksamitnym wokalem Andrei Triany. Świeża pozycja firmowana przez Greena to swoisty przegląd najciekawszych nazwisk na scenie współczesnej elektroniki oraz brzmień, jakie rozgrzewają najmodniejsze kluby na całym świecie. Spośród czternastu kompozycji największą uwagę przykuwa "Eyesdown" w remiksach Floating Points oraz prawdziwie obłędnej, szalonej interpretacji Machinedruma. Oba wymienione kawałki to jazda bez trzymanki, w najlepszym stylu! Piękne jest również marzycielskie, zamykające "Black Sands Remixed" nagranie tytułowe w wydaniu Duke'a Dumonta. Akurat ten utwór najbardziej swoim klimatem przypomina wydawnictwo z 2010 roku, chociaż nie bez racji będą też porównania z klasycznymi kompozycjami The Cinematic Orchestra. Świetny klimat przynosi FaltyDL w "All In Forms", a i autorska kompozycja Bonobo "Brace Brace" robi duże wrażenie. W zasadzie komplementami można obsypać wszystkie utwory, bo słychać wyraźnie, że nad selekcją gospodarz spędził mnóstwo czasu i wybrał tylko te nagrania, które naprawdę uznał za perełki. Dlatego też "Black Sands Remixed" to nie jest tylko uzupełnienie jego dyskografii, tylko bardzo mocny jej punkt. Wielka frajda i mnóstwo emocji zawarte na trwającym 77 minut krążku.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: bonobo