Recenzja

28-09-2012-09:56:48

Kid Koala - "12 Bit Blues"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Gdyby Kid Koala był twórcą seriali, "12 Bit Blues" byłoby swoistym spin-offem.

Na nowej płycie mamy właściwy artyście kolaż, wyklejankę z wielu rozmaitych elementów. Dużo scratchowania, zapętlenia, nakładki. Zabawę formą, strukturą. Wplecione dialogi, nieco zamulenia, pewną dźwiękową chropowatość. Wszystko, do czego artysta przyzwyczaił nas na dotychczasowych wydawnictwach. Z tym, że tym razem Eric San wybrał jednego ze swych wcześniejszych muzycznych bohaterów - blues - i wokół niego zbudował cały album.

- Jako DJ i kolekcjoner płyt zacząłem wracać do muzyki, której słuchałem jako nastolatek - wyjaśniał inspiracje. - Zrozumiałem wtedy, że wszystko łączy się z bluesem. Bardzo się w to wkręciłem, do tego stopnia, że postanowiłem poświęcić temu całą płytę.

I rzeczywiście, "12 Bit Blues" to naprawdę bluesowy album. Czarny, organiczny, niesłychanie klimatyczny. O gęstych fakturach, nieco melancholijny, pełen emocji. Mogłaby się wydawać, że zawężając pole manewru do bluesa, Kid Koala zaproponuje monotonne, jednorodne dzieło. Nic bardziej mylnego. Kid nie tylko pokazuje wiele odcieni gatunku (skoczno-folkowe "2 Bit Blues" kontra seksownie powłóczyste, niemal klasyczne "3 Bit Blues", by przytoczyć przykład z początku płyty), ale i udowadnia, że na bardzo wiele sposobów może zainspirować (świetne, niemal przebojowe "8 Bit Blues"). To płyta nagrana z erudycją i wyobraźnią, a zarazem album stworzony z sercem i sentymentem.

Tak naprawdę to takie niecodziennie połączenie hołdu i wizytówki. Z jednej strony mamy bowiem ukłon w stronę bluesa, Kid Koala pokazuje, w jaki sposób go ten gatunek ukształtował, z drugiej prezentuje swój kunszt i styl.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: kid koala