Recenzja

31-12-2012-01:29:41

Magnificent Muttley - "Magnificent Muttley"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Słowo "magnificent" oznacza "wspaniały". Bliski wspaniałości jest debiutancki krążek tego wielce obiecującego polskiego tria.

Z okładki patrzy na nas fotka jakby zrobiona w czasach rewolucji październikowej. Muzyka Magnificent Muttley, czyli Krzysztofa Pożarowskiego, Jakuba Jusińskiego i Aleksandra Orłowskiego, aż tak daleko w historię nie sięga, ale w przeszłości jest silnie zakorzeniona. Zarówno brzmieniowo, jak i pod względem stylu. Haczyk tkwi w tym, że trio nie ogranicza się do inspiracji konkretnym etapem w muzyce popularnej, lecz ze świetnym wyczuciem popartym ponadprzeciętną pomysłowością i inteligencją, grzebie zarówno w końcówce lat 60. XX wieku, kolejnej dekadzie, a także w latach 80. oraz 90. minionego stulecia.

Zapowiedź krążka doskonale oddaje jego zawartość. Wydawcy przyznaję, że zaanonsował płytę z dużą trafnością. Co prawda na odwołania do Black Sabbath bym się nie zdobył, lecz zestawienia z twórczością Led Zeppelin, Jimiego Hendriksa, funkiem, rockiem alternatywnym, są ze wszech miar uprawnione. Dorzuciłbym może Purpli albo Beck, Bogert & Appice zamiast Sabbathów, amerykańskich przedstawicieli niezależnego rocka pokroju Wipers albo Hüsker Dü, Blue Cheer, a nawet Hawkwind i stylistyczna mozaika będzie pełniejsza. Sztuczka polega na tym, że to nie jest bezmyślny zlepek odprysków z dorobku innych. Muzycy przygotowali własny autorski obrazek. Choć dostrzega się na nim wpływy innych, całość to coś nowego, autentycznego, świeżego. Do tego album ma klimat niczym z sali prób albo małego klubowego koncertu, przepełnionego dużą energią i improwizacjami. Przechodzi chwilami od, na przykład, grania hendriksowskiego do rozmytej, narkotycznej psychodelii, po drapieżnego rocka. Krążek jest równy i pełen fajnych wrażeń przygód dla tych odbiorców, którzy cenią sobie różne barwy muzyki. Numery jak "Riot", "No Stress" czy "Still", przypominający nieco "Wind Cries Mary" zagrane przez Neila Younga na jednej gitarze, a Thurstona Moore'a na drugiej, to naprawdę duża klasa.

Cenię takie zespoły jak Magnificent Muttley. Mają gdzieś mody i trendy, robią, co chcą i jak chcą. Do tego starają się, by muzyka brzmiała szczerze i prawdziwe, żeby słuchacz miał wrażenie, iż jest na koncercie i przeżywa ją razem z nimi. Niech trochę popracują nad wokalami, by były bardziej wyraziste, i świat stoi przed nimi otworem. Jestem pod rażeniem.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!