Recenzja
Serj Tankian - "Harakiri"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Można nagrać płytę przyjemną w odbiorze, taką której słucha się miło, a jednocześnie ciekawą, pomysłową, bogatą. Naprawdę, można.
Bałam się tego krążka. Obawiałam się, że po przygodzie z symfonikami, Serj będzie próbował stworzyć coś jeszcze odważniejszego, dziwniejszego. Nic z tych rzeczy. "Harakiri" to solidny kawał rockowego grania, na dodatek bardzo przebojowego.
Oczywiście, mamy do czynienia z bardzo twórczym, otwartym muzycznie artystą, nie ma więc mowy o prostocie czy banale. Niespożyte pokłady kreatywności Tankian skoncentrował jednak przede wszystkim na wysmakowanych aranżacjach, wzbogacając nagrania o orientalne motywy ("Ching Chime") czy elektronikę ("Occupied Tears", "Deafening Silence"). Zasadniczo mamy jednak do czynienia z soczystym, gitarowym graniem, najeżonymi świetnymi riffami (kapitalne "Figure it Out"). Większość materiału jest energiczna i dynamiczna, nie brakuje jednak - choć mogłoby - balladowych momentów (najsłabsze w zestawie "Deafening Silence").
"Harakiri" zachwyca spójnością, świeżością i naprawdę znakomitymi melodiami. To rzadki przypadek ambitnego artystycznie (także tekstowo) dzieła ze świetnymi piosenkami.