Recenzja

27-08-2012-20:36:38

Lynyrd Skynyrd - "Last Of A Dyin' Breed"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Mniej polityki, więcej tradycji plus zdolni młodsi koledzy do pomocy. Takie podejście przyjęła na trzynastym krążku legenda southern rocka. Efekt - znakomity!

Najbardziej imponuje mi w Lynyrd Skynyrd to, że choć są na scenie prawie pół wieku, w ich muzyce wciąż jest świeżość, wspaniała energia, a radość z grania mają taką jakby byli nastolatkami. Kto jak to, ale oni naprawdę mieliby się nad czym użalać. Szczególnie nad okrutnym losem, który zabrał z zespołu już tylu muzyków - od wydanego 2009 roku świetnego krążka "God & Guns" basistę Eana Evansa i śpiewającą w chórkach JoJo Billingsley. Nie robią tego, nie użalają się, nie epatują zespołową martyrologią. Po okresie żałoby biorą się w garść i tworzą kolejne niezapomniane płyty.

Wspomniana "God & Guns" była w zasadzie manifestem politycznym, którego ostrze Johnny Van Zant skierował przeciwko administracji prezydenta Obamy. Na "Last Of A Dyin' Breed" polityczne konotacje pojawiają się w skali mikroskopijnej. Lynyrd Skynyrd napisali tym razem sporo luzackich piosenek, które mają takiego kopa, że można by je wykorzystać w serialu o gangu harleyowców "Sons Of Anarchy". Dużo jest śpiewania o miłości, przyjaźni, rodzinie, szczęściu, czyli wartościach niezwykle ważnych na amerykańskim Południu. Często mamy klimat fajnej zabawy, trochę udanych lirycznych ballad o wierze i sensie życia. Muzycznie zaś Lynyrd Skynyrd złagodniał. Powrócił bardziej do początków, zamiast iść w kierunku ostrego, niemalże metalowego grania zawartego na "God & Guns". Mamy więc blues rocka, bluegrass, country i klasycznego southern rocka a la Skynyrd, w którym ważną rolę oprócz trzech gitar odgrywają również fortepian i Hammondy. Podniosły numer "Ready To Fly" jest jakby współczesnym odpowiednikiem legendarnego "Free Bird".

Trochę do tego młodzieńczego rozrywkowego feelingu przyczynili się współkomponujący kilka piosenek młodsi koledzy Lynyrdów. John Lowery, alias John 5, pojawił się już na poprzednim krążku zespołu. Chris Robertson i Jon Lawhon z Black Stone Cherry wcześniej nie mieli okazji pisać dla legendy southern rocka. Swoje trzy grosze dołożył też producent Bob Marlette, który wspaniale płytę wyprodukował. Płytę kapitalną, jakie nieczęsto się obecnie pojawiają. Faktycznie, zgodnie z tytułem krążka, Lynyrd Skynyrd jest jednym z ostatnich tak wyjątkowych artystów.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!