Recenzja

24-10-2012-22:24:26

Angie Stone - "Rich Girl"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Informacja o szóstej płycie Angie Stone przeszła w zasadzie bez echa. Na początku mocno mnie to zdziwiło, bo wydawać by się mogło, że to wciąż bardzo popularna i lubiana piosenkarka. Po wysłuchaniu "Rich Girl" zdziwiony jestem już jakby mniej.

Znający twórczość wokalistki na wylot, nie znajdą na tym longplayu nic nowego. Nie znajdą czegokolwiek, co pozwoliłoby im stwierdzić, że jest to materiał świeży, imponujący oryginalnością. Nic z tego. Stone podtrzymuje poziom z poprzednich materiałów, przede wszystkim od strony samego wokalu. Ten nie pozostawia nic do życzenia. Angie ma wielki talent, ogromny dar i umie z niego korzystać. Ale już warstwa tekstowa to tak naprawdę powtórzenie tego, co słyszeliśmy. Artystka oznajmia, że zawsze nagrywa muzykę prosto z serca, autentyczną. Owszem, jednak to już wiemy. Wiemy też, od niej samej, że nie ma szacunku do kobiet, które się same nie szanują i są jedynie ładnymi, pustymi pudełkami łasymi na komplementy i prezenty od mężczyzn, którzy nie potrzebują silnej partnerki lecz ładnego towarzystwa na bankiety czy do łóżka. Wiemy też doskonale, że prawdziwe bogactwo płynie nie z tego, co materialne, lecz z serca, przeżyć, doświadczeń. I że nigdy nie należy się załamywać, trzeba inwestować w wiedzę. O miłości to nawet nie wspomnę. Tutaj najbardziej widać różnicę pomiędzy Stone a Jill Scott czy Eryką Badu, które zawsze, na każdej kolejnej płycie, dostarczają nam raz za razem fascynującej warstwy literackiej. To oczywiście nie oznacza, że "Rich Girl" pozbawione jest plusów. O warstwie wokalnej już wspomniałem, całkiem nieźle prezentuje się też muzyka. Może nie ma tutaj fajerwerków, ale głową buja przyjemnie, w końcu gdy za produkcję odpowiadają m.in. Mike City (odpowiada za najlepsze na zestawie "Backup Plan" i "Right in Front of Me") czy Jazze Pha, o pewien poziom można być spokojnym. Tylko w przypadku albumu Angie Stone nastawiamy się na muzyczną ucztę, a nie odgrzewany kotlet. Nawet jeśli ten kotlet, oceniając obiektywnie i bez emocji, smakuje całkiem nieźle.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!