Recenzja

30-07-2013-23:38:28

Front Line Assembly - "Echogenetic"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Są zespoły, o których złego słowa nie można powiedzieć, a ich "kultowość" jest oczywista jak podział na mięso- i roślinożerców. Co prawda legendom zdarza się nie trafiać w dziesiątkę i wypluć album zbędny, lecz nie tym razem, oj nie tym. Choć...

...choć pewna część fanów może być przez pewien czas oszołomiona. Podobny szok Kanadyjczycy zaserwowali, wydając w 1992 bardziej melodyjny i taneczny "Tactical Neural Implant", jednakże to dzięki niemu otrzymali znamię ikony industrialu. "Echogenetic" może być takim drugim ważnym punktem w historii cybernetyzacji muzyki.

Ci, którzy przegapili instrumentalny soundtrack do gry "AirMech" a spodziewali się kolejnych kawałków na koncertowe rozwałki (taką koncepcję miał wcześniejszy i udany album "Improvised Electronic Device") mogą być zaskoczeni dubstepowymi elementami. Jednakże FLA, tworząc ścieżkę do wspomnianej gry jak i "konkurencyjny" Celdweller pokazali, że połączenie wooblerów z industrialem jest jak najbardziej słuszne i kreatywne, nadające nowy wymiar osłuchanym schematom.

Kolejna niespodzianka dla fanów to powrót do syntetycznego, elektronicznego brzmienia. Nowe wydawnictwo to płyta bardzo producencka będąca studyjnym majstersztykiem. Szatkowane, zdewastowane wokale kolorowane wokoderem, gięte i cięte rytmy, brzęczące elektrycznymi spięciami efekty, no i oczywiście dubstepowe wooblery. Ale to nie wszystko!

To także album, na którym znajdziemy najbardziej klubowe numery w historii FLA; w szczególności "Killing Ground" i "Exhale" wróżę karierę nie tylko w industrialnych klubach, zaś "Exo", "Deadened" i finał to ukłon w stronę przełomowego "T.N.I.". Jednak nie ma mowy, by chłopaki potykali się o własne flaki, bo łącząc swe sprawdzone rozwiązania z nowymi pomysłami, stworzyli krążek, który nie utonie w ich grubej dyskografii.

Team Leeb - Jeremy Inkel od kilku lat świetnie sobie radzi i sprawdza się jak za czasów współpracy lidera z Rhysem Fulberem, a na "Echogenetic" Bill potwierdził mistrzostwo w cybernetycznych zawodach nieco podnosząc poprzeczkę electro-industrialnemu potomstwu.

Nie inaczej! FLA znów okazali się niezniszczalni i wielcy jak Godzilla, a zarazem przypomnieli, że i bez gitar muzyka może być mocna, potężna, wgniatająca... po prostu masakrująca.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!