Recenzja

31-07-2013-21:25:09

Robin Thicke - "Blurred Lines"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Kolejna płyta na wakacje? W sumie tak, ale szkoda jej nie mieć.

- W ubiegłym roku uznaliśmy z żoną, że znów chcemy się dobrze bawić. Chcemy znów się poczuć młodzi, znów tańczyć i spotykać z przyjaciółmi. Ta muzyka to odzwierciedla - deklarował przed premierą wokalista. Cóż, nie sposób się z artystą nie zgodzić.

"Blurred Lines" to tuż po "Get Lucky" największy przebój ostatnich tygodni, acz tylko w pewnym stopniu wskazówka dotycząca tego, co znajdziemy na płycie. Tak, dominuje zabawowy klimat, luz, radosna beztroska. Jakość numerów w dużej mierze zależy od producentów. Tam, gdzie wraz Thicke za brzmienie odpowiadał ProJay jest bardzo dobrze. Słonecznie, lekko jacksonowo, w subtelnym, seksownym rytmie disco. Są ciepłe dźwięki, organiczne aranżacje, dęciaki. Po prostu, kolorowo i miło jak jasna cholera. Szczęśliwie, panowie popełnili razem większość materiału z cudnymi "Ooh La La" i "Get In My Way" na czele. Niestety, mamy jeszcze "Take It Easy On Me", w którym Timbaland chce zrobić z Robina Justina, dwa mierne kawałki Will.I.Ama ("Feel Good", "Go Stupid 4 U") oraz "Give It 2 U" z Kendrickiem Lamarem, za który odpowiadają Dr. Luke i Cirkut. Ten ostatni może sam w sobie nie jest zły, choć zalatuje Britney i Timberlakiem z czasów "SexyBack", ale nie pasuje do tych ciepłych, urokliwych numerów.

Nie powiem, słucha się tego dość przyjemnie, ale gdyby Thicke trzymał się tylko Pharrella i ProJaya, byłoby jeszcze przyjemniej. A tak, trochę w środku ta słoneczna, wakacyjna płyta zgrzyta.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!