Recenzja

08-11-2013-19:05:28

Toxic Holocaust - "Chemistry Of Consciousness"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Dobrze, że Joel Grind zamiast pozostać człowiekiem orkiestrą w Toxic Holocaust, zaczął nagrywać płyty z muzykami w studiu. "Chemistry Of Consciousness" to drugi z kolei album nagrany przez niego w trio. Kopa ma niemiłosiernego i słucha się go przednio.

Toxic Holocaust na piątej płycie robi to, co zwykle, czyli kapitalnie łączy prostotę i energię oldschoolowego punka oraz hard core'a i siłą uderzeniowo-młócącą klasycznego thrash metalu. Muzyka tworzona przez Joela to układanka z tego, co dało nieśmiertelność DRI, The Exploited, Slayerowi, Venom, Discharge, Wehrmacht, Septic Death, Cryptic Slaughter. Grind nie bawi się w wyszukane, rozbudowane aranże, lecz z miejsca ładuje ostro i do przodu. Kondensuje siłę rażenia w piosenkach, które zwykle nie przekraczają trzech minut i mkną niczym rakieta. "Chemistry Of Consciousness" pod względem zwięzłości i konkretności bliżej jest do pierwszych produkcji kapeli z Portland. Całość zamyka się w niespełna 30 minutach.

"Chemistry Of Consciousness" wypada lepiej brzmieniowo od również nagranego w trzyosobowym składzie poprzednika. Garażowe, organiczne brzmienie jest nieco cieplejsze, niższe od tego, które mieliśmy na "Conjure And Command". Zasługa w tym między innymi Kurta Ballou z Converge. Joel Grind ponownie pięknie ożywił przeszłość, stawiając przy okazji na znanych patentach swój charakterystyczny stempel.

Tak, ta muzyka jest przewidywalna, a czasami można odnieść, że słuchamy tego samego kawałka po raz enty. Wszystko rekompensuje nam ta nieprawdopodobna energia i kapitalny oldschoolowy klimat. Naprawdę trzeba się starać, aby grania z tej płyty nie polubić.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!