Recenzja

27-10-2013-12:45:39

Tomasz Makowiecki - "Moizm"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Wystarczy rzut oka na okładkę płyty, by wiedzieć w jakich barwach Makowiecki namalował swoje dzieło. Cała reszta to jednak spore, bardzo pozytywne zaskoczenie.

Jest pastelowo, w chłodnej tonacji, harmonijnie, bez jaskrawych dodatków i, czego już po okładce nie widać, elektronicznie. "Moizm" będzie sporą niespodzianką dla tych, którzy spodziewali się indierockowego grania, pop-rockowych utworów. Pan Tomasz ucieka z... tropiku. Nie dosłownie, chodzi o kompozycję Marka Bilińskiego. Najnowsze dzieło to bowiem wyprawa w mocno ilustracyjny, syntetyczny, ale niepozbawiony gitar świat. Na myśl przychodzą dokonania wspomnianego Bilińskiego, starego, dobrego Kombi, a w lżejszych, piosenkowych propozycjach np. Kapitana Nemo.
W zestawie mamy trzy rodzaje nagrań. Przebojowe, ze zgrabnymi refrenami (singlowe "Holidays in Rome", "Your Foreign" z laserowymi elementami, leniwe "A Summer Sale"), bardziej złożone, björkowo-radioheadowe (chodzi o szatkowanie rytmu i klejenie dźwięków) oraz dwa genialne, zadziwiające, niepokojące - "Dziecko Księżyca" oraz szalony, porażający w finale "Ostatni brzeg II". Jeśli włączyć te dwa numery po sobie, czeka nas wspaniała, pełna niezapomnianych doznań muzyczna podróż.

Szkoda, że Makowiecki nie zdecydował się na wydanie dwóch EP-ek, jednej z piosenkami, drugiej z materiałem ambitniejszym. Doceniam kompozytorski talent Tomka. Potrafi pisać bardzo dobre utwory. Niebanalne, ale fajne. Różnorodne, miłe dla ucha, podskórnie melancholijne, pełne wdzięku i uroku. Na dodatek świetnie wyprodukowane (kapitalne akustyczne wątki). Ale naprawdę, bardzo, bardzo bym chciała usłyszeć kolejną część "Ostatniego brzegu".

Podziel się na facebooku! Tweetnij!