Recenzja

28-02-2014-18:06:05

Tinariwen - "Emmaar"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Nieważne, gdzie będę skoro będę sobą. Tę maksymę zawsze mam na podorędziu i jest ona dla mnie ważna. Dla wspaniałej malijskiej grupy Tinariwen chyba też. Wszędzie potrafią stworzyć olśniewającą muzykę. Pod warunkiem, że niedaleko jest pustynia.

Los muzyków Tinariwen łatwy nie jest. Mali to nie jest najstabilniejsze politycznie miejsce na świecie, a wspieranie dążeń saharyjskich Tuaregów do niepodległego państwa też nie wszystkim się podoba. Stąd obecna od samego początku w życiu i muzyce zespołu tułaczka, wędrówki, przestrzeń, zapętlona na bluesowo-etnicznych nutach nostalgia. Pustynny blues, pasuje to określenie to twórczości Tinariwen wprost idealnie.

Do tej pory z muzyką Tinariwen miałem kontakt sporadyczny. Posłuchawszy wielokrotnie "Emmaar" zrozumiałem, skąd się brały te lawinowe hymny pochwalne i zachwyty. W tej muzyce jest jakiś hipnotyczny składnik, którego działanie rozpoczyna się już w pierwszych sekundach i nie puszcza do końca. Choć nie rozumiemy języka, w jakim śpiewają, kompozycje układają się w tak przekonującą mozaikę emocji, są nasączone tak wielką szczerością i pasją, że nie sposób nie poddać się ich czarowi. Stajemy się zamknięci w niespełna 50-minutowej pętli, a dźwięki rysują nam wędrówki przez pustynie, kontemplacje pełne zadumy i tęsknoty, ale także chwile pewnego ożywienia. Gdyby ktoś porwał się na remake "Czasu Apokalipsy", z powodzeniem jestem sobie wyobrazić kilka piosenek z "Emmaar" jako podkład do powrotu z dżungli kapitana Willarda, już po sprzątnięciu pułkownika Kurtza. Generalna myśl jest taka, że jesteśmy świadkami przedstawienia, opowieści i niełatwym losie tych, którzy ponad wszystko chcą być wierni sobie i znajdują też radość, choć życie ich nie rozpieszcza. Język Tinariwen jest niby znany, jednakowoż wciąż robiący potężne wrażenie. Mamy tradycyjną muzykę z okolic Sahary oraz leniwą, rozmarzoną bluesową gitarę elektryczną, którą można usłyszeć w Nashville albo Nowym Orleanie i okolicach. Obydwa światy egzystują w jednej całości niczym znający się jak łyse konie i szanujący się bez względu na wszystko przyjaciele.

Jako się rzekło, w Mali jest niespokojnie, więc Tinariwen zainstalowali się nieopodal pustyni Mojave w Kalifornii, aby nagrać piosenki na "Emmaar". Piaszczyste przestrzenie dostarczają im inspiracji pod każdą szerokością geograficzną. Główne siedlisko konsumpcjonizmu i materializmu, jakim jest Ameryka, nie wypaczyło w najmniejszym stopniu emocjonalnej siły piosenek. Co więcej, dostarczyło zacnych pomagierów, chociażby w postaci Saula Williamsa i Josha Klinghofffera z Red Hot Chili Peppers. Przyjaciół warto mieć wszędzie. A gdy się chce znaleźć pyszną strawę dla ducha, warto mieć przy sobie "Emmaar".

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: tinariwen