Recenzja

23-06-2014-22:15:27

Night Mistress - "Into The Madness"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Z serii "cudze chwalicie, swego nie znacie" pozycja kolejna. Do tego pozycja z nieczęsto eksplorowanej w Polsce półki klasycznego heavy oraz power metalu. Nawiązując do tytułu - na punkcie muzyki Night Mistress naprawdę można, i zdecydowanie warto, oszaleć.

Od czego ma się dobrych znajomych. Gdyby nie jeden z nich, być może do dziś żyłbym w nieświadomości, że w polskim klasycznym heavy metalu funkcjonuje tak znamienita załoga. O Night Mistress usłyszałem po raz pierwszy, gdy starali się (bezskutecznie) załapać na MetalFest 2012. Wtedy już mieli na koncie studyjny materiał i dwie demówki oraz przyzwoitą liczbę zagranych koncertów. Od tamtej pory nie straciłem ich z radaru i wiem, że po takiej płycie jak "Into The Madness", a także po tym, co pokazali instrumentaliści Night Mistress wspierający na koncertach legendarnego Paula Di'Anno, już nie stracę.

Kwintet ze Skarżyska-Kamiennej nie daje nowej jakości w metalu, nie wywołuje żadnej rewolucji i wcale tego nie ukrywa. Jeżeli kogoś razi to, że żadnych murów nikt tu nie burzy, nie idzie pod prąd, nie szuka nowych dróg, tylko buduje coś z tworzywa, które w budownictwie metalowym stosowane jest od lat blisko 40, nie oszaleje i nie zachwyci się. W moją wrażliwość "Into The Madness" trafia idealnie, bo lubię słuchać, co z tego samego budulca po latach można postawić. A można, jak się okazuje, całkiem sporo fajnych piosenek. Piosenek, w których najwyraźniej brzmią echa Judas Priest z czasów "Screaming For Vengeance" i "Defenders Of The Faith" oraz Iron Maiden od "The Number Of The Beast" do "Seventh Son Of A Seventh Son" oraz deczko Helloween i wczesnego Gamma Ray.

Mocniejszy ślad pozostawiły we mnie "Until The Day Will Dawn", w którym klasę pokazują gitarzyści oraz wokalista Krzysiek Sokołowski, mający "górę" niczym Rob Halford albo Ralf Scheppers, a także utrzymany w średnim tempie "The Place I Blelong" z ładnym refrenem, mający podobną charakterystykę "Walking On Air", wściekły "Madman", podniośle zaczynający się na maidenowy sposób "Longing For The Devil" i "Recurring Night". Utwory mają świetne, nowoczesne brzmienie. Słuchanie ich to naprawdę wielka przyjemność.

Night Mistress nie zainteresował się żaden polski wydawca, za to bardziej spostrzegawczy i konkretniejsi okazali się Niemcy z Power Prog, którzy podpisali z grupą kontrakt i album wydali. Cóż, wiadomo dobrze, gdzie najtrudniej jest być prorokiem… Ale oni i bez zainteresowania polskiego szołbizu świetnie sobie poradzą. Na szczęście żyjemy w czasach, w których technologia daje ogromne możliwości promocji, a oni umieją z nich korzystać. Potrafią też wspaniale odświeżać metalową klasykę. Jeśli ktoś ją lubi, musi płyty posłuchać.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!