Recenzja

29-06-2014-23:39:03

King Dude - "Fear"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jeśli w piekle mieliby śpiewać tak znakomite piosenki, chcę się tam dostać natychmiast! Strachu we mnie nie byłoby wcale, gdyby w królestwie, rzekomo, wiecznie potępionych towarzyszyła mi muzyka tworzona przez TJ Cowgilla.

Co za zbieg okoliczności - Ghost zagościł właśnie dwukrotnie w Polsce, a Thomas Jefferson Cowgill (w CV ma jeszcze kapele Cross, Book Of Black Earth, Teen Cthulu) niedawno supportował szwedzkich przebierańców w Ameryce. Pewne podobieństwa między nimi są. Papa Emeritus II i jego poddani służą ciemnej stronie mocy, zaś TJ określa siebie "muzykiem folkowym, który stał się rockandrollowcem dla Lucyfera". Trochę faktycznie klimatu rock and rolla i szczyptę perwersji z dekadencją u Amerykanina znajdziemy, lecz nie za wiele. Muzyka jest też dosyć mroczna, posępna i niepokojąca. Przede wszystkim jednak czerpie z wielu różnych źródeł i tu podobieństwa z Ghots kończą się ostatecznie.

Nie wiem na pewno, czy rodzice dali artyście imiona na cześć trzeciego prezydenta Stanów Zjednoczonych, który imponował intelektem (między innymi, oczywiście), ale z całą pewnością Cowgill to artysta tworzący muzykę nie tylko ciekawą, lecz również bardzo mądrą. To krzyżówka dokonań wykonawców rozmaitych. Choćby Toma Waitsa, Nicka Cave'a, Fields Of The Nephilim, 16 Horsepower, Wovenhand, trochę Beatlesów, Simona i Garfunkela, Willa Oldhama, akustycznego bluesa i ascetyczny folk oraz chwytliwy melodyjny pop. Piękna, przyprawiona mrokiem i rozpaczą, przestrzenna, nieco rozedrgana "Empty House" to jakby zaginiony numer z soundtracku do "Twin Peaks". Jest w niej obecny tytułowy strach, będący tematem przewodnim albumu (a dokładniej, strach w okresie dorastania oraz strach przed… lustrami i telefonami). Największe wrażenie robi to, jak TJ operuje głosem. Potrafi być jak hybryda Toma Waitsa, Ala Jourgensena, Marka Lanegana i Carla McCoya, czyli brzmieć szorstko, chrypiąco i niepokojąco (np. "Fear Is All You Know"), a także fajnie rozbawić i rozkołysać, uspokoić, jak chociażby w ślicznie ozdobionej smyczkami i chórkiem "Watching Over You", "Bloody Mirros" albo żwawym "Cloven Hooves (Of Fear)". Warte podkreślenia jest fantastyczne brzmienie, za które odpowiada instytucja światowej alternatywy, znakomity bębniarz Ministry, Swans, Revolting Cocks, Pigface, czy R.E.M., Bill Rieflin.

Lubię czytać zwierzenia artystów o tym, co chcieli danym wydawnictwem osiągnąć. TJ chciał dać nam "możliwie najbardziej przerażającą muzykę", która "wzniesie duszę z mroków ignorancji ku jasnemu światłu, istniejącemu wokół każdego z nas". Wiem na pewno, że przerażające te piosenki nie są, ale dusza z pewnością się przy nich raduje.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: king dude