Recenzja

28-10-2014-01:38:46

Exodus - "Blood In Blood Out"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Z jednej strony jest radość, bo Zetro zawsze był tym głosem, który najbardziej mi do Exodus pasował. Z drugiej, mam lekki niedosyt, bo liczyłem na to, że wreszcie dostanę thrashową płytę, która miotnie mną o podłogę, a tak się nie stało.

Z powrotami do zespołów po latach, gdy obie strony konfliktu wybaczyły sobie bluzgi, niesubordynację, nieprofesjonalne podeście, etc., bywa tak, że powodują skumulowanie potężnej energii, wzrost sił kreatywnych, co przekłada się na świetną muzykę. Bywa i tak, że zamieszanie reaktywacyjne okazuje się burzą w szklance wody, wypełnionej promocyjną ściemą, a rezultat płytowy jest nieprawdopodobnie marny. "Blood In Blood Out" na pewno nie jest z tego drugiego koszyka. Zdecydowanie bliżej płycie do pierwszego. Ale…

W pewnym sensie tradycji stało się zadość, bo pierwszy od 10 lat album z Zetro w składzie jest nierówny, podobnie jak niemal każda z poprzednich płyt z tym wokalistą. Są na niej numery naprawdę genialne, a do tych z całą należą pewnością ognisty "Body Harvest", "Wrapped In The Arms Of Rage", kompozycja tytułowa, "Numb" i "Food For The Worms" z kapitalnym zwolnieniem. Jest też niestety parę zlewających się w jeden albumowy zapychacz, które notę płyty obniżają. Niewiele wnieśli goście. Najwięcej Chuck Billy, który ładnie zaryczał w "BTK". Reklamowane wszem i wobec powalające solo Kirka Hammetta, który kiedyś porzucił Exodus na rzecz Metalliki, a także intro autorstwa zaskakującego gościa, czyli Dana The Automatora (m.in. Gorillaz), z całą pewnością nie powalają i nie stanową interesującej wartości dodanej. Do tego album jest jak na mój gust za długi. W studiu gałkami kręcił Andy Sneap, a więc z perspektywy brzmienia wszystko mamy nad wyraz jasne. Wiadomo, jeśli za produkcję bierze się Anglik, całość jest sterylna jak sala operacyjna, wiosła młócą niemiłosiernie, riffy tną jak laser, zaś sekcja jest wzorcowo wręcz dynamiczna. Taki już znak firmowy Sneapa i obawiam się, że nigdy się on nie zmieni. Jeśli ktoś szuka garażowego klimatu, gitarowego brudu, niech nie zawraca sobie głowy słuchaniem. Tu mamy pięknie wypolerowaną karoserię starego modelu muzycznego.

Niby bardzo dużo jest tu OK. Exodus ładuje w nas rasowym thrashem, krew może polać się z uszu, ale jednak czegoś brakuje. Na pewno czegoś, co wciągnie nas w tę zabawę od początku do końca, większego umiaru. Ale fajnie, że znów jest Zetro, wciąż będący w doskonałej formie. Wierzę, że z nim Exodus wciąż jest w stanie nagrać arcydzieła na miarę dwójki i trójki.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: exodus