Recenzja

27-01-2015-20:21:59

Sleater-Kinney - "No Cities To Love"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Chyba wszyscy zdążyliśmy już zapomnieć o Sleater-Kinney W latach dziewięćdziesiątych były czołową formacją feministycznego nurtu punk rocka. Tylko Carrie Brownstein była stale obecna w mediach dzięki występom w offowym serialu "Portlandia". Echa stylu tria do dziś można usłyszeć w nagraniach Warpaint czy Haim. Po dziesięciu latach milczenia grupa wraca z nowym materiałem. Bez wątpienia longplay "No Cities To Love" jest powrotem triumfalnym.

Aż szkoda, że krążek trwa tylko pół godziny, bo zadziałało tu wszystko. Sleater-Kinney przez dziesięć lat nie straciły ani grama wigoru. Na "No Cities To Love" nie znajdziemy ani jednej smętnej ballady i rozbudowanych, progresywnych kompozycji, które były domeną "The Woods", poprzedniego albumu formacji. Za sprawą podwójnego zestawu gitar i wokalu, "Surface Envy" staje się prawdziwą punkową petardą, z kolei "Price Tag" zachwyca sheogaze'owymi detalami. Żadna poprzednia płyta Sleater-Kinney nie była tak głośna, surowa i jednocześnie przebojowa. Wyróżnia się zaprezentowany kilka miesięcy temu singel "Bury our Friends". Bardziej popowy sznyt zyskał tytułowy utwór "No Cities to Love", który w promocyjnym teledysku wykonują m.in. Norman Reedus i Ellen Page.

Pomijając fakt, że "No Cities To Love" to kompozycyjny majstersztyk, na uwagę zasługują także świetne teksty. Sleater-Kinney poruszają wiele niewygodnych dla społeczeństwa tematów. Rozprawiają się z konsumpcjonizmem, skutkami kryzysu finansowego i szklanym sufitem, mówią też o lękach i odosobnieniu. Obok tych tekstów nie da się przejść obojętnie.

Na kalendarzach dopiero styczeń, większość płytowych premier 2015 roku jeszcze przed nami, a ja jestem pewna, że nowy album Sleater-Kinney będzie okupować zestawienia najlepszych krążków. Brownstein, Tucker i Weiss zdeklasowały konkurentki. Chyba tylko Savages mogą stanowić dla nich realne "zagrożenie". Mam nadzieję, że audytorium "No Cities To Love" nie będzie ograniczać się tylko do feministek i miłośniczek serialu "Dziewczyny", bo trudno o tak wyraziste i spójne dzieło.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!