Recenzja

11-05-2015-01:27:58

Ciara - "Jackie"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Przesłanki były, że Ciara pokaże światu, że jest kimś więcej niż autorką udanego debiutu, kilku hitów, pozostającą jednak w cieniu największych gwiazd. Nic z tego.

Jackie to imię matki wokalistki. Sama Ciara też została mamą przed nagraniem płyty. Co więcej, w mało przyjemnych okolicznościach rozstała się z ojcem dziecka - kiedy byli narzeczeństwem, Future ją zdradził. Wydawać by się mogło, że taki bagaż doświadczeń pozytywnych i negatywnych wpłynie na Ciarę, każe jej sięgnąć głębiej, coś zmienić. Sama zresztą deklarowała, że będzie to ważna płyta, uniwersalna. Guzik z pętelką.

Szósty album Amerykanki jest boleśnie przeciętny i nijaki. Bezosobowy, jeśli naznaczony emocjami, to tylko na chwilę i niezbyt mocno. Proszę nie myśleć, że oczekiwałam wielkiej głębi, moralnych wskazówek, filozoficznych rozważań, a w warstwie muzycznej brawury i eksperymentów. Spodziewałam się jednak albumu z charakterem, najeżonego, natchnionego. Niech by było cokolwiek, wściekłość, rozgoryczenie, radość, cokolwiek osobistego. Nie słychać, by był to w jakikolwiek sposób intymny, szczery materiał. "Jackie" brzmi jak zestaw wybrany z banku piosenek. Wyjątkiem rozżalone "I Bet" i "I Got You" - kołysanko-ballada dla synka gwiazdy, z jego głosem, śmiechem, pięknym przesłaniem, że mama zawsze będzie jego wsparciem i przyjaciółką. Równie nijako jest muzycznie. Dużo electro, klubowych patentów, syntetycznych, do bólu oklepanych pomysłów. "Fly" to pierwszej klasy koszmarek.

Nie chodzi o to, że na "Jackie" nie ma dobrych piosnek. "That's How I'm Feelin'" mimo udziału Pitbulla, za to z Missy Elliott nadaje się na imprezę, zmysłowe "Stuck On You" w stylu Jennifer Lopez naprawdę udane, "I Bet" to ładna, zupełnie nieckliwa ballada. Żadna z nich to jednak wielki, ponadczasowy hit. No i niewiele to zmienia w kontekście całości. Płyta jest przeciętna, powierzchowna, upstrzona banałami.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: ciara