Recenzja

22-06-2015-02:00:35

Of Monsters and Men - "Beneath the Skin"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Druga płyta Of Monsters and Men jest jak kobieta po wizycie u fryzjera.

Islandzka formacja nie przeszła drastycznej metamorfozy raczej nieco się upiększyła. Nadała głębię naturalnemu kolorowi, dorzuciła kilka rozświetlających pasemek, przycięła modnie i finezyjnie. Stała się bardziej glamour, bardziej przebojowa, ale to wciąż ta sama dziewczyna. Bez fryzjerskich porównań, twórcy "Little Talks" poszli dość oczywistą, komercyjną drogą, co - od razu zaznaczę - nie jest żadnym zarzutem.

Na poziomie emocji, energii, chemii, pewnego muzycznego uniesienia "Beneath the Skin" nie różni się znacznie od debiutu "My Head Is an Animal". Piosenki wywodzą się z kolektywnego grania, mają w sobie coś z podróży, wędrówki. Są ciepłe, naturalne, organiczne, pozytywnie nastrajają, ale delikatnie przetkane są melancholią. Nowa płyta jest jednak znacznie bardziej popowa, wygładzona, więcej tu migoczących dźwięków niż surowych. Brzmienie jest pełniejsze, większe, bogatsze. Bębny bardziej plemienne i donośne, a dęciaki bardziej figlarne. Folkowe elementy nadal są obecne, ale więcej tu kolorów, soczystych barw. Wystarczy zresztą sprawdzić singlowy "Crystals", który powinien służyć za muzyczne tło reklamówek letnich festiwali.

Of Monsters and Men najczęściej idą dość przewidywalną drogą zespołu, który zdobył pewną popularność i wie, że będzie grał na większych scenach. Czasem jednak śpiewający po angielsku Islandczycy zaskakują. Zapuszczają się w mroczne miejsce, odchodzą od tych cudownie rozbuchanych aranży i budujących melodii, i zabierają nas w nerwowy, rockowo rozdrażniony, momentami wręcz złowieszczy świat (fantastyczne "Thousand Eyes").

Po premierze "Beneath the Skin" na pewno nie braknie utyskiwań, że Islandczycy poszli na łatwiznę, że wybrali oczywiste rozwiązania, ja jednak myślę, że musieli taką płytę nagrać. Zasmakować nieco popowego luksusu. Słychać jednak, że w ich głowach kołaczą się też inne pomysły. Pod tą pozornie gładką powierzchnią czają się rzeczy nieoczywiste i wierzę, że Of Monsters and Men jeszcze pokażą, że są nietuzinkowym zespołem. Tymczasem obcowanie z ich drugą płytą i tak pozostaje przyjemnością. Może to już nie dzikie krajobrazy, lecz zagospodarowana polana w głuszy, ale wciąż jest pięknie.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!