Metalowy sezon festiwalowy za progiem. Jeśli chce się pokrzyczeć, poskakać, powariować przy piwku albo mocniejszym trunku, muzyka Finów z Korpiklaani nadaje się do tego idealnie. I w zasadzie tylko do tego.
Gin z tonikiem, Bruce Willis i biały podkoszulek, Christiano Ronaldo i żel do włosów, pizza z drugą pizzą. Są na świecie rzeczy, które po prostu do siebie pasują. Tak jak Franz Ferdinand i Sparks.
Wyobraźcie sobie spotkanie ze starym, dawno niewidzianym, ale lubianym kumplem. Nie ma wspominania starych dobrych czasów, wymieniacie się tylko nowinkami, skupieni na teraźniejszości. Mimo to czujecie się dobrze.
Powroty na scenę po trzydziestu latach przerwy to wyzwanie karkołomne. Są jednak muzycy, którzy bez przesadnej nachalności, potrafią wedrzeć się na nią i bezkompromisowo robić swoje, w dodatku na przyzwoitym poziomie. Zespół Shamboo jest jednym z nich.
Dynia na okładce jest zmrożona na kość. Ale w muzyce Helloween niezmiennie pali się ogień. Niezmiennie ten sam od lat - powermetalowy, heavymetalowy, melodyjny, pełen dynamiki.