Recenzja
Clutch - "Psychic Warfare"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Poważnego kalibru artyleria na okładce, sporego kalibru piosenki na płycie. Jeśli ktoś zakochał się w płycie "Earth Rocker", pokocha także jedenaste studyjne dzieło Amerykanów.
"Psychic Warfare" to nic innego, jak naturalny ciąg dalszy tego, co formacja z Maryland zaprezentowała na znakomitej płycie z 2013 roku. Używając kliszy, zaczęli w miejscu, w którym wtedy skończyli. Brzmienie bardzo podobne, naturalne i surowe, bo także odpowiada za nie Machine (Gene Freeman), zbliżona jest również dynamika piosenek i eksplozyjny charakter większości z nich oraz zadziorne, agresywne wokale Neila Fallona.
Clutch głównie jakby się rzucał na słuchacza w sekundzie i atakował go numerami o wybitnie elektryzującym potencjale. Może nie ma wśród nich tak błyskotliwych kawałków jak tytułowy z poprzedniej płyty lub "Crucial Velocity", ale za to wszystkie z tuzina piosenek są na dobrym, równym poziomie. Po zmasowanym ataku rozpoczętym przez kapitalny "X-Ray Visions" i niezgorszy "Firebirds", uspokojenie przychodzi przede wszystkim w postaci stonerowego bluesa "Son Of Virginia", "Doom Saloon" i "Our Lady Of Electric Light". Piosenki błyskawicznie przechodzą jedna w drugą. Nie ma czasu na chwilowe zresetowanie umysłu, refleksję. Płyta mknie do przodu żwawym tempem i trzeba za nią nadążyć. A jest za czym.
Clutch lata szlajał się po opłotkach sceny, by dzięki "Earth Rocker" wystrzelić bardzo wysoko. Płytą "Psychic Warfare" zespół na pewno utrzyma się na wysokim pułapie. Słychać i czuć, że Amerykanie mają w sobie jeszcze bardzo dużo ognia, co tylko dobrze wróży na przyszłość.