Recenzja
Smolik / Kev Fox - "Smolik / Kev Fox"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!W muzyce rzadko 2 plus 2 równa się 4, ale tak jest w przypadku albumu "Smolik / Kev Fox.
Jeśli znacie twórczość Smolika i słyszeliście Keva Foksa, dość łatwo możecie wyobrazić sobie, jaki jest efekt kooperacji tych dwóch muzyków. Nie znaczy to bynajmniej, iż ich wspólny longplay jest przewidywalny. Wręcz przeciwnie, kompozycje są nieoczywiste, produkcja bogata acz nieprzesadna, a emocje właściwie dawkowane. Chodzi o to, że Irlandczyk wnosi akustyczne dźwięki, swój pełen emocji śpiew i melancholię, a nasz rodak zapewnia, by utwory miały głębie, różne odcienie, rozmaite kształty. Proste, skromne piosenko-pisarstwo Foksa, w rękach Smolika zmienia się w coś bardziej szlachetnego, brzmieniowo rozbudowanego, momentami filmowego ("Mind The Bright Lights").
Czasem lina przeciągana jest bardziej w stronę Keva (folkowe, utkane z delikatnych dźwięków "Help Yourself"), kiedy indziej wyraźnie słychać kunszt pana Andrzeja (zatopione w gęstej elektronice "Hollywood" z udziałem Natalii Grosiak z Mikromusic). Najczęściej jednak proporcje są wyważone, akustyczne dźwięki przenikają się z syntetycznymi, a zgrabne melodie oblepione są mnóstwem niebanalnych elementów. Sporo tu mroku, szarości (znakomite "Run"), a także ziemistej barwy, chłodu ("Regretfully Yours" z udziałem Y - wokalistki Bokki). Jest miejsce na pulsację, bardziej rytmiczne podejście do muzyki ("Vera Lynn"), ale i na liryzm i delikatność.
Gdyby próbować zwizualizować płytę "Smolik / Kev Fox", powiedziałabym, że to jesienny, spowity mgłą, las. Innymi słowy, mimo sporego użycia elektroniki, całość brzmi naturalnie, organicznie i chwilami ma niepokojący, lekko nawiedzony, niemal twinpeaksowy klimat. Rzecz na pewno intrygująca i warta uwagi.