Recenzja

30-11-2015-14:05:47

Scylla - "The Year Of The Void"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Zachwycili mnie debiutem i dałem im po nim duży kredyt zaufania. Dobrze zrobiłem. Szczecińska Scylla nie zawiodła nadziei, jakie w niej pokładałem. Na drugiej płycie zrobiła coś, co jest dużą sztuką - jeszcze bardziej podsyciła moje zainteresowanie.

"Pestilence, War, Famine And Death" sprzed kilku lat porażała świeżością, energią i dynamiką. Imponowała brzmieniem i warsztatem. Słychać było, że muzycy inspirowali się Tool, Meshuggah, Fear Factory, NIN, wyciągając z tego dla siebie to, co najciekawsze.

"The Year Of The Void", posługując się szablonowym stwierdzeniem, zaczyna się tam, gdzie skończył się debiut, czyli rozwija idee, na których zbudowana została pierwsza płyta. Do równania Scylla dopisała sporo niskich, głębokich, jęczących riffów, które z upodobaniem stosowały kapele nu-metalowe z Kornem na czele (ale także np. Sepultura na "Roots"). Świetny rezultat daje ten głęboki gitarowy jęk choćby w pełzającym niemalże "Shadow Of A Man". Odniosłem też wrażenie, że jakby nieco mniej jest elektroniki niż na debiucie, za to zastosowana została w sposób dużo bardziej przemyślany i przekonujący (np. "Shackled" i "Let's Have A Shot"). Porażająco wspaniały jest wokal Mariusza Kurpiewskiego, nie tylko potężnie ryczący, lecz w paru fragmentach także czysty i stonowany. Więcej też mamy kompozycji w średnim i wolnym tempie, jak przykładowo "Void". Ale pędzących niczym błyskawica kilku pocisków też nie brakuje. Całość znakomicie nowocześnie brzmi, za co laury należą się całej Scylli, a w szczególności gitarzyście Waldemarowi Jędruszakowi, który odpowiadał za miksy i mastering. Duże brawa dla szczecińskiej kapeli również za znakomity cover "Head Like A Hole" Nine Inch Nails. Podeszli do niego z głową i zrobili z klasyka NIN jakby swój własny numer. Tak powinno się nagrywać covery.

"The Year Of The Void" jest płytą, jakie lubię - mającą sporo ciekawostek, których odkrycie wymaga przynajmniej paru uważnych przesłuchań. Smuci mnie, że Scylla wciąż wydaje własnym sumptem, bo to muzyka na takim poziomie, iż w teorii porządny wydawca powinien się bez trudu znaleźć. No chyba, że pełna niezależność i trzymanie się etosu DIY jest założeniem głównym muzyków. W sumie, żyjemy w takich czasach, że do pewnego stopnia, można zaistnieć w różnych częściach świata bez wsparcia wytwórni. Wystarczy tylko mieć pomysł na sprzedanie siebie i determinację. Tego Scylli życzę, a płytę gorąco polecam.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: scylla