Recenzja

18-12-2015-19:51:38

Daniel Bloom - "Lovely Fear"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Autorem najbardziej melancholijnej płyty rok jest Daniel Bloom.

"Lovely Fear" to nieco ponad pół godziny nagrań, zaledwie osiem utworów, ale nie ma to większego znaczenia, bo można tego albumu słuchać na okrągło, na okrągło i na okrągło. Bloom połączył swój talent do tworzenia muzyki tła, ilustracyjnej, filmowej ze zgrabnymi melodiami. Do współpracy zebrał kilkoro znanych (czasem bardziej, czasem mniej) i lubianych wokalistów, by z ich pomocą stworzyć wyjątkowo ładne piosenki.

Oczywiście, dominuje elektronika - oldskulowa, ejtisowa, z kiczowatym klawiszem i syntetycznymi rytmami. Jest w tych numerach coś celofanowego i migoczącego, a jednocześnie snującego się, szybującego. I choć całość spowita jest melancholijnym klimatem, każdy z numerów jest inny. "Hungry Ghost" z udziałem Jona Sutcliffea (The Sulk) przypomina nieorganiczne Sparklehorse, "Looking Forward" ma w sobie coś z Ultravox, a "Katarakta" zaśpiewana przez Melę Koteluk brzmi bardzo nowocześnie. Jest jeszcze eteryczne "Lemon Smile" z Marsiją i mój faworyt w zestawie "Heartbreakers" (z idealnie wpasowanym Tomkiem Makowieckim), który mimo tanecznego tempa, wydaje się najsmutniejszą piosenką na "Lovely Fear".

Pozornie wydaje się, że Daniel Bloom używa wąskiej palety barw, trzyma się raczej pastelowej tonacji. Rzeczywiście, jest ona dominująca, ale jeśli się wsłuchać lepiej, znajdziemy całe mnóstwo akcentów, ornamentów, różne gęstości i nasycenia. Nie jest to płyta, którą się długo i wciąż na nowo odkrywa, raczej taka, do której bardzo szybko i na długo można się przyzwyczaić.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!