Aktualności
31 lat... Overkill - „Under The Influence”
Gdy w 1988 roku ukazał się trzeci album Overkill, „Under The Influence”, Nowojorczycy mieli już w wśród konkurencji oraz krytyków wyrobioną markę pracusiów metalu. Pierwsze dwa albumy zostały bardzo ciepło przyjęte przez rosnącą rzeszę fanów, a fakt, że zespół uwielbiał granie bezpośrednio przed publiką i dawał dosłownie setki koncertów rocznie powoli windował ich do ekstraklasy metalu – Overkill deptał wówczas po piętach takim tuzom, jak Metallica czy Slayer.
Była to zasługa doskonałych, pierwszych dwóch płyt – wydanej zaledwie rok wcześniej „Taking Over”, a zwłaszcza kapitalnego debiutu, w postaci „Feel The Fire”. Overkill zaprezentował na obu wydawnictwach swoją wizję NWOBHM – perkusyjne galopady, wyjątkowe riffy Bobby’ego Gustafsona oraz najbardziej charakterystyczny aspekt muzyczny zespołu – zakręcone wokale charyzmatycznego lidera, Blitza.
„Under The Influence” pływała w innym sosie. Overkill postanowił wyraźnie zagnieździć się w nieco mocniejszej stylistyce thrash metalowej. Ponadto na trzeciej płycie totalnie zmieniła się technika śpiewania wokalisty – to już nie były (całkiem udane) próby imitowania klasycznych heavy metalowych wokali, a „autorskie” gardłowanie Blitza.
Wydany 5 lipca 1988 roku „Under The Influence” zaskoczył słuchaczy swoją produkcją, za którą odpowiadał mistrz masteringu, Alex Perialas (Metallica, Testament, Anthrax, Bad Religion). Tutaj już nie mamy do czynienia z wypolerowanymi i sterylnymi gitarami z „Taking Over” i schowanym w tle, klasycznie brzmiącym basem. „Under The Influence” było kawalkadą pancernych gitar i albumem, na którym narodziło się charakterystyczne brzmienie prezentowane przez basistę, D.D. Verniego – mocarny klangor wyraźnie przebijający się przez riffy Gustafsona. Dla Bobby’ego „Under The Influence” okazał się być przedostatnim albumem wraz z Overkill. Na płycie wyraźnie słychać, że jedyny wówczas gitarzysta Nowojorczyków z albumu na album „szukał” coraz to gęstszego i mięsistego brzmienia. Te na „Under The Influence” było miażdżące i zarazem tnące, jak żyleta.
Oprócz dosyć znacznej zmiany stylistyki na nieco mroczniejszą, „UTI” był także istotny dla losów Overkill z kilku innych powodów. Dotychczasowego bębniarza kapeli, utalentowanego Rata Skatesa zastąpił nowy człowiek. Za perkusją zasiadł Sid Falck, który zmienił Battlezone Paula DiAnno na Overkill. Ciekawe były powody odejścia Skatesa z formacji, którą współzakładał. Otóż po latach wyznał on, że po zachłyśnięciu się sukcesem pierwszych dwóch płyt zauważył, iż życie w oparach alkoholu i narkotyków doprowadzi go do zguby. Z dnia na dzień postanowił się wycofać z zespołu – doznał swoistego objawienia i obecnie jest bardzo uduchowionym, mocno religijnym człowiekiem.
Natomiast co do wokali to zmiana stylu została po prostu wymuszona problemami zdrowotnymi. Blitz tracił głos. Przyczyną okazała się technika śpiewu, jaką się posługiwał. Za radą eksperta laryngologii oraz trenerów wokaliz operowych zaczął posługiwać się niewymuszonym śpiewem – tu narodziło się jego charakterystyczne skrzeczenie. Trzeba niestety obiektywnie przyznać, że wokale są najsłabszym elementem płyty. Blitz jeszcze nie okrzepł w nowej technice, a same partie wydają się momentami niedopracowane.
Jakkolwiek nowy perkusista grupy w pełni pokazał co potrafi dopiero na przełomowym „The Years Of Decay”, na „Under The Influence” sprawdził się wystarczająco dobrze tworząc doskonały duet z D.D. Vernim. Na niemal 50 minut ostrego łojenia (nawet, jak na ówczesne standardy thrash metalu – vide Slayer) składa się 10 utworów. Po 31 latach od premiery nadal kilka z nich stanowi żelazny rdzeń setlisty koncertowej zespołu, na czele z hitem w postaci „Hello From The Gutter”, który był promowany na antenie MTV. Bardzo pomogło to w tym, że „Under The Influence” wspiął się na 142 pozycję amerykańskiej listy Billboard 200 i pozostawał tam aż 13 tygodni. Otwierający album „Shred”, świetny, quasi-balladowy „Drunken Wisdom”, uwielbiany przez Hetfielda „End Of The Line” i wreszcie mroczny moloch wieńczący płytę, „Overkill III” sprawiły, że album podbił serca dotychczasowych fanów kapeli i pozwolił jej złowić nowych. Te numery są świeże stylistycznie nawet po 31 latach.
Rozpędzony dużym wówczas sukcesem „Under The Influence” Overkill nie zasypiał gruszek w popiele i ruszył długaśną (półroczną) trasę dzieląc scenę z Nuclear Asssault, M.O.D., Testament oraz niemieckim Destruction. Jesień oraz zimę 1988 roku Nowojorczycy spędzili towarzysząc Slayerowi w ich amerykańskiej trasie, a „braciom ze wspólnej matki”, jak Blitz nazywa thrashową konkurencję, współpracowało się tak dobrze, że kolejną zimę zespoły spędziły koncertując razem w Europie. Wydatnie umocniło to sukces albumu, a co ciekawe, po dziś dzień krążek sprzedał się w liczbie prawie 400 tys. kopii. I sprzedaje się nadal. Na okładce płyty praz pierwszy pojawił się Chaly – skrzydlata czacha, która już na zawsze została maskotką zespołu.
31 lat i 17 albumów później „UTI” prezentuje się całkiem przyzwoicie. Brzmienie instrumentarium (zwłaszcza gitar oraz basu) wprost miażdży obecne plastikowe produkcje wielu zespołów nadal pozostając czytelnym dla słuchacza. Mi osobiście czasami ciężko jest nadal kochać np. pierwszego Kreatora, właśnie za tragiczną i archaiczną produkcję. „UTI” nawet po tylu latach brzmi solidnie. Czas za to mniej łaskawie obszedł się z rozchwianymi i momentami zbyt piskliwymi (nawet jak na Overkill) wokalami Blitza.
Sukces trzeciej płyty Overkill być może nawet byłby większy, gdyby tylko albumowi dano szansę „wybrzmieć” na kolejnych koncertach. Na „nieszczęście” dla płyty, a szczęśliwie dla zespołu już rok później pracusie z New Jersey wydali swoje opus magnum – „The Years Of Decay” – płytę, która swoim brzmieniem i zawartością muzyczną zainspirowania szereg zespołów (na czele z Panterą – Dimebag był zachwycony produkcją gitar) i z tej racji zasługuje na odrębną opowieść.
Przełomowy sukces następcy w żadnym wypadku nie umniejsza roli „Under The Influence”. Nie jest to najlepszy album Overkill, ale tym bardziej nie plasuje się w szeregu z tymi słabszymi. James Hetfield oraz Lemmy Kilmister śpiewający wraz z publiką „End Of The Line” na jednym z koncertów wspólnej trasy dają najlepsze referencje trzeciemu dziecku Overkill.
Tracklista:
1. Shred
2. Never Say Never
3. Hello From The Gutter
4. Mad Gone World
5. Brainfade
6. Drunken Wisdom
7. End Of The Line
8. Head First
9. Overkill III (Under The Influence)
źródło: Maciej Chrościelewski / koncertomania.pl
08-07-2019-15:51:00