Aktualności

06-06-2010-23:36:51

Rihanna - "Rated R"

Udostępnij! Tweetnij!

Oczekiwanie zakończone, Riri po wielu miesiącach zapowiedzi powróciła. Najważniejsza wiadomość już na wstępie - warto było czekać!

Na czwartym albumie wokalistka rodem z Barbadosu nie owija w bawełnę. Tak muzyka, jak i teksty, są na większości płyty bardzo mocne i sugestywne. Grzeczna dziewczynka niby już na poprzedniej płycie zrobiła się zła, ale dopiero teraz naprawdę wyciągnęła pazurki i drapie.

Słychać to już w rozpoczynającym "Rated R" krótkim nagraniu "Mad House", które wyprodukowali Chase & Status, bardzo popularni ostatni twórcy z Wysp, utożsamiani ze sceną dubstepową i grime'ową. Tak odważnego wejścia w płytę nie miała żadna inna gwiazda popu w tym roku. Im dalej tym ciekawiej. "Wait Your Turn" łączy wyspiarskie brzmienia klubowe z ostrym popem znanym z ostatnich płyt Britney Spears. "Hard" to genialne futurystyczne R&B duetu The-Dream i Tricky Stewart, którzy dostarczyli Rihannie jeszcze jeden rewelacyjny bit do "Rockstar 101". Ten najlepszy na płycie numer to prawdziwa petarda, bo mamy tu niepokój, agresję, siłę i przebojowość w jednym. Ze Slashem na gitarze w dodatku!

Warto zwrócić uwagę na to, że wokalistka i realizatorzy krążka spisali się na medal w kontekście wykorzystania jej wokalu, który nie jest przecież doskonały. Dlatego też świetnym zabiegiem było włożenie go trochę pod bity, spora ingerencja technicznych zabiegów w stylu auto-tune'a, co akurat na "Rated R" wypadło wprost bombowo. Nowoczesne produkcje z pierwszej połowy albumu nabrały dzięki temu jeszcze więcej mocy. Druga część wydawnictwa jest znacznie spokojniejsza, a jej najmocniejsze punkty to "Photographs" i "Cold Case Love", w którym palce maczał Justin Timberlake.

Dobrze, że dzieła nie zdominowała kwestia historii z Chrisem Brownem, czego się obawiano. Dobrze też, że Rihanna nie poszła w ślady dziesiątek innych wokalistek pop/R&B ze Stanów, które w ostatnim czasie prześcigały się w nagrywaniu bliźniaczo podobnych płyt. A już strzałem w dziesiątkę było sięgnięcie po ostre, klubowe brzmienia.

"Rated R" to bardzo pozytywna niespodzianka. Riri wykazała się i odwagą i kreatywnością, a to we współczesnym popie jednak rzadkość. W efekcie dostaliśmy płytę świeżą, elektryzującą. Jedyne, co drażni to za częsta zabawa Rihanny w powtarzanie krótkich zwrotów, a czasem wręcz jedynie sylab. To zapewne pokłosie wielkiego sukcesu "Umbrelli, elli, elli" i na dłuższą metę drażni. Poza tym jest naprawdę dobrze i konkretnie.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: