Aktualności

11-02-2011-22:27:24

Klaxons - "Surfing the Void"

Udostępnij! Tweetnij!

Mistrzowie new rave'u wracają… Wracają, ale po new rave ślad zaginął.

Debiutując w 2007 roku Klaxons zrobili niemałe zamieszanie. Tygodnik "New Musical Express" z sobie właściwym hurraoptymizmem głosił narodziny gwiazdy. Tym razem jednak się nie mylił. Pierwszy krążek Anglików zdobył więcej pozytywnych recenzji, został wyróżniony prestiżową nagrodą Mercury, sprzedawał się świetnie, a wykrojone zeń single znakomicie radziły sobie na listach przebojów. "Golden Skans" został nawet piosenką kampanii Garnier Fructis.

Trzeba przyznać, że drugim albumem panowie mieli sporo do udowodnienia. Problem w tym, że proponowany przez nich new rave, okazał się mieć wyjątkowo krótki żywot. Nagranie nowego dzieła w tym samym klimacie niewątpliwie byłoby błędem, o czym muzycy najwyraźniej wiedzieli. Aby mieć pewność, że płyta będzie inna niż "Myths of the Near Future", zaangażowali w roli producenta Rossa Robinsona, który wyrobił sobie markę pracując z Kornem. Kto na "Surfing the Void" spodziewa się jednak rapowych zagrywek i tłustego basu będzie srogo zawiedziony (chociaż bas, taki trochę w typie starego The Cure, bywa czasem ładnie wyeksponowany). Robinson niewątpliwie pomógł zaostrzyć brzmienie kapeli. W dużym skrócie, na wydanym właśnie krążku rządzą gitary. Świdrujące, hałasujące, trochę przesterowane, zniekształcone i bardzo głośne. Sporo tu wściekłych, kąśliwych dźwięków, jak i surowego, rockowego zgiełku, czasem wręcz ocierającego się o kakofonię. Całość jest gęsta, wielowarstwowa i, jak zapowiadali sami muzycy, po prostu "potężniejsza i pełniejsza". Grupa nie odżegnała się zupełnie od tego, z czego zasłynęła przed ponad trzema laty. Nadal mamy falsetowe wokale i harmonijne wielogłosy, a także zmiłowanie do ostrej elektroniki.

Celowo nie wymieniam żadnych tytułów piosenek, bo chociaż Anglicy niezmiennie świetnie radzą sobie z melodiami, "Surfing the Void" nie jest płytą singlową. Refreny nie są już tak cukierkowe i nie wpadają już tak szybko w ucho. Utwory są tu bardziej złożone, nieprzewidywalne. To dzieło, którego powinno się słuchać w całości, od "Echoes" po "Cypherspeed".

Klaxons udowodnili, że dojrzeli i rozwinęli się, że są otwarci i nie boją się poszukiwać nowych rozwiązań. Drugi longplay to dla każdego wykonawcy sprawdzian. Trudno powiedzieć, że zespół zdał go śpiewająco, ale na pewno z hukiem.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: