Aktualności

07-10-2013-00:09:03

Blindead - "Absence"

Udostępnij! Tweetnij!

Nawet najbardziej wymyślny koncept, frapująca, wciągająca historia, nie obroni się, jeżeli nie ma do towarzystwa odpowiedniej muzyki. U Blindead nie tylko jest ona odpowiednia do opowieści. Jest przede wszystkim znakomita.

Z niesłabnącym podziwem śledzę historię Blindead. Chylę czoła przed Havokiem i jego załogą za to, że spokojnie i konsekwentnie budują pozycję zespołu, rozwijają swój styl. Że już wzbili się na światowy poziom, na którym ani chybi pozostaną jeszcze długo. Przede wszystkim dlatego, że wiedzą, jak odświeżać formułę, jak się zmieniać, co dodawać, aby wciąż być dla odbiorcy ciekawym artystą. Tu nic nie dzieje się przypadkowo, jest przemyślane i idealnie dopasowane.

"Absence" to ciekawa historia, w której podmiot liryczny otrzymuje listy i wiadomości od zmarłych już bliskich. Ale nawet bez tej wiedzy o koncepcie muzyka sama układa się w opowieść, którą sami możemy sobie napisać. W której poruszamy się w aurze refleksji, niepokoju, błąkamy się w ciemności, eksplodujemy gniewem wraz z mocnym uderzeniem gitar, oddychamy spokojnie przy subtelnie muskanych strunach, doświadczamy niespodziewanego zwrotu akcji. To jest wielka siła Blindead. Oni potrafią wspaniale poruszyć wyobraźnię, zapłodnić ją przez odpowiednie dźwięki, a później pozostaje już tylko czekać, co w naszym umyśle się narodzi. Można zamknąć oczy i czekać na to, co się stanie, można też pójść na skróty i delektować się muzyką, czytając to, co napisano w książeczce.

Zmiany, odpowiednie, to ważne paliwo w sztuce. Blindead się trochę zmienił. Na lepsze. Stał się nieco delikatniejszy, jeszcze bardziej ilustracyjny. Nie ma na płycie growlingu (jest deczko krzyku) i w niczym to nie przeszkadza, bo dźwiękowa narracja i paleta wykorzystanych barw rekompensuje bezkompromisową brutalność znaną z wcześniejszych płyt. Świetnie wkomponowano w całość klarnet basowy (na nim postać legendarna, Jerzy Mazzol), skrzypce, wiolonczelę, saksofon. Całkiem nieźle wokalnie spisał się basista Matteo Bassoli, dla którego to pierwsza płyta z Blindead. Pięknie sunie sobie w tle klawisz Hervy'ego. Polecam zwrócić na to uwagę, poszperać uchem pod wokalami i gitarami.

Fantastycznie nagrana w Polsce i we Włoszech całość brzmi. Bardzo naturalnie, ciepło. Nie chce mi się płyty kategoryzować. Post rock, post metal, atmosferyczny rocke Każde z tych określeń jednocześnie pasuje i nie pasuje, bo ogranicza interpretację zawartości. Najlepiej chyba będzie napisać, że "Absence" to barwna, pełna rozmaitych emocji opowieść muzyczna. Albo prościej, znakomita płyta znakomitego zespołu. Doskonały pokarm dla wyobraźni. Smacznego!


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: