Recenzja

02-02-2009-16:55:38

Franz Ferdinand - "Tonight: Franz Ferdinand"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Formacja z Glasgow jest jedną z tych nielicznych, które nie potrzebują robić wokół siebie sztucznego szumu, by przyciągnąć uwagę słuchacza. Poprzednie dwie płyty były na równie dobrym poziomie, co sprawia, że trzeci krążek, to nie żaden "wóz albo przewóz", a czysta formalność - świetnie skomponowana muzyka wielkiego miasta, w tym przypadku widzianego z perspektywy nocnej eskapady.

Rewolucji jakiejś specjalnej nie ma, przynajmniej jeśli chodzi o brzmienie. Nadal mamy do czynienia z chwytliwymi kawałkami, tanecznie pulsującymi, przyozdobionymi postpunkowym zacięciem. No może większą dozą sympatii panowie obdarzyli na tej płycie dźwięki disco czy electro, wszak grupa przy nagraniu tego albumu posłużyła się oryginalnymi syntezatorami z lat 70. Miało to na celu nadanie swoistego ponadczasowego klimatu - stworzenie czegoś mocno retro, ale jednocześnie bardzo nowoczesnego. Sprawy mają się natomiast nieco inaczej jeśli chodzi o sposób podejścia zespołu do materiału. Tym razem mamy do czynienia z albumem koncepcyjnym, dzięki któremu Franz Ferdinand zabiera nas ze sobą w 12-etapowy wypad na miasto w celach czysto zabawowych. Swoista gorączka sobotniej nocy, zaczynająca się od wypicia kilu drinków na rozruch, poprzez wariacje na klubowym parkiecie aż po nieunikniony finał w łóżku.

Konwencję mamy także w sferze wizerunku. Począwszy od zdjęcia na okładce - stylizowanego na kryminalne fotografie sławnego Weegee - po oprawę teledysku do kawałka "Ulysses". Wszystko to jeden wielki, celny strzał, który dobrze się sprzedaje, a także dostarcza niewątpliwej rozrywki samym zainteresowanym.

"Tonight: Franz Ferdinand to wyprawa na łowy, w poszukiwaniu bezgranicznej rozrywki. Podejście czysto hedonistyczne mające na celu zaspokojenia chuci. Z jednej strony doznanie mocno erotyczne, z drugiej zaś podszyte jakimś niepokojącym kryminałem.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!